Wyścig kolarski to było święto

Marcin Sagan
Marcin Sagan
Finisz 10. etapu Wyścigu Pokoju w 1962 roku z Ostrawy do Opola. Na stadionie Odry 20 tysięcy widzów zgotowało kolarzom wspaniałą owację.
Finisz 10. etapu Wyścigu Pokoju w 1962 roku z Ostrawy do Opola. Na stadionie Odry 20 tysięcy widzów zgotowało kolarzom wspaniałą owację. www.historia-odry.pl
Po to, by choć przez chwilę popatrzeć na kolarzy, na ulice naszych miast w regionie wylegały prawdziwe tłumy. Nic dziwnego, bo sportowcy na rowerach byli bohaterami.

W niedzielę w Gdańsku ruszył 71. kolarski wyścig Tour de Pologne. To znakomita impreza, która od kilkunastu lat gości zawodników z najlepszych grup zawodowych na świecie. W tym roku zainteresowanie nią będzie jeszcze większe. W niedawno zakończonym Tour de France gwiazdą był nasz rodak Rafał Majka, a wśród kibiców narodziła się moda na oglądanie kolarstwa okraszonego znakomitym komentarzem Tomasza Jarońskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego w Eurosporcie.

Na trasie Tour de Pologne gwiazd kolarstwa nie zabraknie. Szkoda tylko, że ten wielki wyścig omija od wielu lat Opolszczyznę, z wyjątkiem tego dwa lata temu. Wówczas na trasie pojawiły się tłumy w Nysie, Krapkowicach i na mecie w Opolu.

W przeszłości nasz region był bardzo ważnym punktem na trasie wyścigu. W latach 1952-58 co roku meta etapu była w Opolu, a i później w stolicy naszego regionu kolumna wyścigu finiszowała kilkakrotnie. Nawet kończył się u nas ten wyścig. Nie tylko zresztą w Opolu była meta poszczególnych etapów. Kończyły się one w Kędzierzynie, Nysie, Prudniku, Kluczborku i Brzegu, a wśród miejscowości, gdzie zaczynał się etap, były: Koźle, Głogówek, Namysłów czy Kościerzyce.

Dziś Tour de Pologne to wielka machina. Również finansowa. Organizator wyścigu, były znakomity zawodnik Czesław Lang, umieszczając mety poszczególnych etapów w miastach, w ramach umów dostaje za to od samorządów pieniądze. Szacuje się, że dwa lata temu Opole musiało wydać około 700 tys. zł (w tym koszt dostosowania trasy w samym mieście, m.in. likwidacja wysepek). Nie jest to więc tania impreza. Władze Opola dwa lata temu były zadowolone ze współpracy z Langiem, ale na tak duży wydatek nie mogą sobie pozwalać zbyt często.

W przeszłości było inaczej, dlatego nie tylko Tour de Pologne, ale i Wyścig Pokoju - propagandowa impreza socjalistycznych władz - gościł wielokrotnie w naszym regionie, a zmagania sportowców oglądały nieprzebrane tłumy.

Obecnie, choć na trasy wyścigów kolarskich kibice przychodzą dość tłumnie, to nijak nie można tego porównać z tym, co działo się za czasów Polski Ludowej. Przekonać się można o tym, wyszukując w archiwach stare gazety czy fotografie.

- Nie mogę jednoznacznie stwierdzić, czy popularniejsza była piłka nożna czy kolarstwo, ale na pewno moja ukochana dyscyplina dorównywała pod tym względem futbolowi - zaznacza trener kolarstwa w klubie Ziemia Opolska Marian Staniszewski, pod którego okiem trenował nasz mistrz świata z podopolskich Niwek Joachim Halupczok. - Jako dzieciak marzyłem, a wraz ze mną moi koledzy, o tym, by zostać kolarzem. Relacje radiowe z Wyścigu Pokoju rozpalały wyobraźnię.

Nim w 1962 roku po raz pierwszy etap propagandowej imprezy kończył się w Opolu, wcześniej osiem razy w stolicy naszego regionu była meta etapu Tour de Pologne.

- Propaganda przy Wyścigu Pokoju była niesamowita - przypomina wieloletni dziennikarz sportowy Radia Opole Stefan Skrzypecki. - W końcu to był nasz ludowy wyścig przeciwstawiany imperialistycznym imprezom na Zachodzie. Pomijając jednak tę ideologię, to była naprawdę świetna impreza. Ludzie rzeczywiście tym żyli.

Trochę mniejsze zainteresowanie było Wyścigiem Dookoła Polski, czyli Tour de Pologne. Wtedy raczej ta obecna nazwa nie funkcjonowała, bo za bardzo kojarzyła się z Tour de France. I tak było ono jednak bardzo duże, bo ludzie nie mieli tylu atrakcji co obecnie. W nim też jeździli znakomici kolarze, ze Stanisławem Królakiem na czele, który pod koniec lat 50. był prawdziwym bohaterem narodowym (po tym, jak jako pierwszy Polak wygrał w 1956 roku Wyścig Pokoju). Kiedy kolumna wyścigu przyjeżdżała do Opola, to nie przesadzę, jak powiem, że na ulicach byli chyba wszyscy mieszkańcy miasta. Mój ulubiony punkt do oglądania zmagań był na rogu ulicy Katowickiej i Ozimskiej. Jako młody chłopak tam najczęściej stałem.

Idol Królak wygrał w Opolu etap Wyścigu Dookoła Polski w 1958, czym wprawił w wielką radość kibiców. Prawdziwe sportowe szaleństwo miało jednak miejsce w maju 1962. Po raz pierwszy, przy okazji jubileuszowego, XV Wyścigu Pokoju, meta etapu została zlokalizowana w Opolu. Na dodatek była niedziela. Na stadion Odry, gdzie był finisz, przyszło 20 tys. widzów, którzy w potężnej ulewie czekali na kolarzy. "Trybuna Opolska" na pierwszej stronie szeroko relacjonowała imprezę.

"Czekaliśmy na nich z niecierpliwością. Już wiele dni przed metą 10. etapu myśleliśmy o tym, jak ich najlepiej przyjąć i ugościć" - można było przeczytać w dzienniku.

Mobilizacja na całego

W organizacyjnej gotowości było całe miasto i województwo. W Raciborzu (kolumna wyścigu do Opola jechała z Ostrawy) uruchomiono wszystkie syreny w zakładach przemysłowych. W związku z tym, że kolarze przyjechali do tego miasta znacznie wcześniej, niż było w planie, przerwano pasjonujący mecz piłkarski pomiędzy tamtejszą Unią (wówczas to była znakomita drużyna) z angielskim klubem Port Vale. Na nogi postawiono wszystkie możliwe orkiestry na drodze z Raciborza do Opola, które przygrywały ścigającym się kolarzom. Przed domy wylegali wszyscy mieszkańcy miejscowości.

Ważna była logistyka po zakończeniu sportowej walki. Opolskie Zakłady Mleczarskie na mecie wyścigu ustawiły specjalny punkt odżywczy, gdzie zmęczeni kolarze mieli do dyspozycji: kefiry, jogurty, galaretki czy lody. Kolarzami opiekowali się uczniowie Technikum Elektrycznego. Po etapie spali oni w pobliżu stadionu w Domu Studenckim przy ul. Katowickiej. Lepiej mieli dziennikarze z Polski i "bratnich narodów". Ich rozlokowano bowiem w opolskich hotelach.

Władza doskonale zdawała sobie sprawę z wagi przysłowia, że jak nas widzą, tak nas piszą. W stosunku do kolarzy Miejska Rada Narodowa też jednak "postawiła się", fundując im efektowne pamiątkowe patery z porcelany. W końcu Opole walczyło w specjalnej konkurencji, która miała wyłonić najlepszego gospodarza. Za rywali mając inne polskie miasta, a także te z Czechosłowacji czy NRD. Organizacyjnie, jak można było przeczytać w "Trybunie Opolskiej", wszystko wypadło bardzo dobrze, a ówczesny ulubieniec kibiców z polskiej reprezentacji Stanisław Gazda na rok przed pierwszym festiwalem piosenki w wywiadzie prasowym wspominał o "wspaniałej opolskiej publiczności".

Opole chyba rzeczywiście dobrze się spisało, bo już trzy lata później kolumna Wyścigu Pokoju kończyła etap w Opolu po raz drugi. Znów na stadionie Odry wokół bieżni na trybunach zgromadziło się 20 tysięcy widzów, którym czas na oczekiwanie kolarzy umilała swoim występem Violetta Villas.

- Kiedy wyścig przyjeżdżał do jakiegoś miasta, to przeważnie wszystkie zakłady pracy stawały - wspomina Stefan Skrzypecki. - Nie inaczej było i u nas.

W 1965 roku znów kolarze po etapie spali w Domu Studenta przy ul. Katowickiej, a rano przeszli mały kawałek na dworzec Opole Wschodnie, gdzie wsiedli do pociągu, który ich zawiózł do Kluczborka. Tam zaczynał się kolejny etap, a przed nim powitanie sportowców na dworcu, obiad, spotkanie z miejscowymi władzami, uroczyste pożegnanie i w drogę.

Młodym ciężko to wytłumaczyć

- Przyjazd wyścigu to było prawdziwe święto i tak naprawdę trudno to dziś wytłumaczyć młodym ludziom, którzy tego nie pamiętają - zaznacza Stefan Skrzypecki. - Dla mnie te wszystkie imprezy kolarskie to było niezapomniane przeżycie.

Wyścig Pokoju największą popularnością w naszym kraju cieszył się w latach siedemdziesiątych, gdy na trasie rządzili Polacy z Ryszardem Szurkowskim i pochodzącym z Prudnika Stanisławem Szozdą na czele. Nic więc dziwnego, że w 1975 roku, kiedy etap kończył się po raz trzeci w historii w Opolu, w kierunku stadionu Odry i w jego okolice ciągnęły nieprzebrane tłumy z całego regionu.

- Miałem 11 lat i mieszkałem w Łambinowicach - mówi Jacek Nałęcz, mieszkający obecnie na opolskim osiedlu Chabry. - Nie pamiętam już, jak jechałem do Opola, chyba w jakiejś zorganizowanej grupie. Doskonale natomiast pamiętam, że wygrał Szurkowski, a Szozda był trzeci. Wiwatom publiczności nie było końca.

Potem jeszcze raz kolumna Wyścigu Pokoju zajechała do Opola. Było to w 1981 roku. Tour de Pologne był jeszcze kilka razy, zwłaszcza w Nysie i okolicach. Kiedy w 1996 roku finisz etapu tej imprezy zlokalizowano przy budynku politechniki na ul. Sosnkowskiego, nikt z kibiców kolarstwa pewnie nie przypuszczał, że na kolejny wielki wyścig w regionie z etapową metą w Opolu czekać trzeba będzie aż 16 lat.

- Sam jako młody chłopak pamiętam, co się działo na trasie wyścigów w dawnych latach, i nie można tego porównywać do tego, co jest obecnie - wspomina trener Staniszewski. - Dwa lata temu, kiedy u nas była meta etapu, i tak na ulicach Opola było bardzo wielu widzów. Dziś kolarstwo i Tour de Pologne to przemysł, więc nie mając pieniędzy na organizację mety etapu, nie ma co na to liczyć. Nie twierdzę, że co roku powinien ten wyścig u nas być, ale dla popularyzacji kolarstwa warto by. Chciałbym, żeby wyścig pojawiał się u nas w regionie co jakiś czas. Tym bardziej że w polskim kolarstwie nadchodzą chyba dobre pod względem sportowym czasy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska