Znalazłem na Opolszczyźnie pracę za 600 zł. Na miesiąc

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Andrzej Donczew: - Nie wiedziałem, że u was tak się traktuje pracowników.
Andrzej Donczew: - Nie wiedziałem, że u was tak się traktuje pracowników. Tomasz Kapica
Andrzej Donczew w USA projektował zabezpieczenia lotnisk, był tam cenionym informatykiem. Ale los rzucił go do Kędzierzyna-Koźla. Tu poznał nasze realia rynku pracy...

Na znakach informujących o wjeździe na Opolszczyznę powinniście napisać jeszcze „Koniec cywilizacji”. Żeby nie było rozczarowań - mówi rozgoryczony Andrzej Donczew, informatyk, którego życie zmusiło do przerwania swojej dotychczasowej dobrze płatnej pracy i poszukania nowego zajęcia w naszym województwie. Ludzie w jego zawodzie mają otwarte umysły, ale czegoś takiego się nasz bohater nie spodziewał.

Pan Andrzej jest absolwentem Politechniki Śląskiej. Zawodowo informatyką zajmował się od lat 90. Zaczynał od pracy przy budowaniu i utrzymywaniu sieci komputerowych oraz systemów serwerowych. Zajmował się także bezpieczeństwem w informatyce. W 2006 roku wyjechał do pracy w Stanach Zjednoczonych. Realizował tam kontrakt na rzecz rządu USA, polegający na zabezpieczeniu lotnisk, m.in. w San Diego i Filadelfii.

- To była bardzo ciekawa praca, ale i odpowiedzialne zajęcie. Dające jednak wiele satysfakcji, bo pracowałem ze świetnymi ekspertami - opowiada pan Andrzej.

Trzeba było się zająć rodziną w potrzebie

Po niecałych czterech latach wrócił do Polski. Pracował na Śląsku jako analityk i architekt IT. Zajmował się m.in. opracowywaniem i wdrażaniem pilotażowego systemu emisji reklam w sklepach jednej z sieci. Bywał tak zwanym freelancerem, czyli wolnym strzelcem. Kiedy firma realizowała jakiś projekt informatyczny, pan Andrzej składał swoją ofertę, umawiał się na konkretne pieniądze, wykonywał powierzoną pracę i odbierał wynagrodzenie. Zawsze uczciwie i rzetelnie z obu stron.

Ale życia nie da się zaprojektować jak sprawnego programu komputerowego. Niestety, mieszkający w Kędzierzynie-Koźlu rodzice Donczewa zaczęli podupadać na zdrowiu.

- Mama jest inwalidą pierwszej grupy i nie potrafi się samodzielnie poruszać - opowiada informatyk. Z kolei 80-letni ojciec co drugi dzień musi być wożony na dializy. Oboje wymagają stałej opieki. Ich syn zdecydował, że przyjedzie na stałe do Kędzierzyna-Koźla, aby im pomagać. Wyszedł z założenia, że to po prostu jego obowiązek.

Sęk w tym, że w tym mieście nie ma ofert pracy dla informatyków. Postanowił jednak znaleźć jakiekolwiek zatrudnienie.

- Zawsze starałem się pracować uczciwie. Mogę też wykonywać każde zajęcie, niczego się nie boję. Zawsze wszystko robię w dobrej wierze - zapewnia.

Jak najszybciej znaleźć pracę w mieście, w którym nie ma się znajomości i zbyt wielu kontaktów? Andrzej Donczew wyszedł ze słusznego założenia, że skoro funkcjonuje tu Powiatowy Urząd Pracy, to właśnie tam. Pojechał więc do pośredniaka, przedstawił swoje wykształcenie, kwalifikacje, kompetencje i poprosił urzędników o pomoc. Z niewielu ofert, które mu przedstawiono, najbardziej atrakcyjna wydawała się praca kuriera dla znanej firmy InPost. Miała polegać przede wszystkim na doręczaniu przesyłek. Fakt, że w ofercie widniała nazwa dużej (czytaj: zapewne solidnej) firmy, dodatkowo ucieszył chwilowego bezrobotnego. Zdecydował się.
Podrzucić przesyłkę, podjechać, znów podrzucić

Pierwszy dzień w nowej firmie wyglądał tak, że jeździł z innym kurierem i zapoznawał się ze specyfiką pracy. A ta - jak się okazało - wcale do łatwych nie należy. Przesyłkę trzeba dowieźć pod wskazany adres i to najlepiej w takim czasie, aby zostać adresata w domu. Listów czy paczek jest bardzo dużo, w związku z czym trzeba dokładnie rozplanować trasę. W skrócie wygląda to tak: kurier jedzie kilkadziesiąt metrów, przekazuje przesyłkę, podjeżdża kolejne kilkaset metrów, by ponownie wysiąść z auta i podjechać do domu odbiorcy. I tak przez cały dzień.

- Lubię kontakt z ludźmi, więc zdecydowałem się na taką pracę - opowiada pan Andrzej.

Piątego sierpnia tego roku zaproszono go do podpisania umowy.

- Dokumenty były sygnowane przez firmę InPost. Wydawało się, że wszystko będzie w porządku - podkreśla nasz rozmówca. Wspomniane dokumenty z jego podpisami zostały wysłane do centrali, skąd miały wrócić już jako pełnoprawna umowa. Pan Andrzej rozpoczął pracę. Dostał rejon Krapkowic, przesyłki rozwoził własnych samochodem, do którego lał paliwo za własne pieniądze.

Gdzie jest protokół, gdzie tabela pracy w akordzie?

Mijały kolejne dni, ale umowa wciąż nie przychodziła. Pan Andrzej zaczął się też upominać o protokół użyczenia samochodu do celów służbowych, a także o tabelę pracy w akordzie. Chodziło o to, aby dokładnie wiedział, ile zarobi za dostarczenie konkretnej liczby przesyłek. Cały czas słyszał: „spokojnie, niech pan poczeka, wszystko będzie”. Wreszcie 27 sierpnia wręczono mu umowę w nieoznakowanej kopercie. Gdy ją wyciągnął, z wielkim zdziwieniem stwierdził, że trzyma w ręku nie umowę o pracę, ale umowę-zlecenie popularnie zwaną „śmieciówką”. Ale największy szok przeżył, gdy dojrzał kwotę, za jaką ma pracować cały miesiąc. Na umowie wpisana była kwota... 600 złotych brutto za cały miesiąc pracy. - I to bez zwrotu kosztów dojazdu. Przecież to jest jakaś kpina - mówi nasz rozmówca.

Ponadto dokument wystawiony był nie przez firmę InPost, tylko przez Hornet z siedzibą w Sosnowcu. Pan Andrzej podpisał jednak umowę z nadzieją na zarobienie jakichkolwiek pieniędzy. Jednocześnie chciał wyjaśniać, dlaczego umowa nie jest taka, o jakiej opowiadano mu w urzędzie pracy i podczas pierwszego kontaktu z pracodawcą. Który z formalnego i prawnego punktu widzenia pracodawcą w rzeczywistości nie jest, a jedynie zleceniodawcą. A to kolosalna różnica.

Firma InPost potwierdza, że współpracuje z takimi podmiotami jak Hornet i zaznacza, że ewentualne problemy z kurierami są ich wewnętrzną sprawą. Właściciel firmy Hornet powiedział nam z kolei, że nie ma sobie nic do zarzucenia.

- Świadczę usługi dla InPostu i wystawiam im za to faktury - mówi Sebastian Mysłek. - Współpracuję z kurierami, z którymi podpisuję umowy-zlecenia. Owszem, stawka wynosi, jak w przypadku pana Donczewa, 600 złotych brutto, ale są przewidziane premie, których wysokość jest uzależniona od liczby dostarczonych przesyłek.
Według Sebastiana Mysłka, będąc obrotnym kurierem, można zarobić teoretycznie nawet 4,5 tysiąca złotych.

- Wszystko jest zapisane w umowie, tylko trzeba sumiennie pracować. Miałem w ostatnim czasie trzy kontrole z Państwowej Inspekcji Pracy, które przeszedłem pozytywnie.

Dodał, że z panem Donczewem rozwiązał już umowę, bo pan Andrzej „był problemowy”.

Widziałeś, co brałeś, czyli wszystko jest zabezpieczone

Przyjrzeliśmy się umowie, którą wystawiła firma Hornet. Jest tam co najmniej kilka ciekawych zapisów. Faktycznie, przynajmniej na papierze nie ma mowy o wykonywaniu jakiejś pracy. „Celem Stron jest nawiązanie stosunku cywilnoprawnego, w ramach którego Zleceniobiorca świadczyć będzie usługi okresowo, w zależności od potrzeb Zleceniodawcy” - napisano w dokumencie. Podkreślono również, że „Zleceniobiorca oświadcza, że ma pełną świadomość różnic istniejących pomiędzy umową cywilnoprawną a umową o pracę oraz różnych skutków z powyższych umów wynikających”.

Sprytne. Czyli pracownik, tfu, zleceniobiorca, podpisując umowę, wie, że z góry stoi na straconej pozycji, ale i tak podpisuje, bo już od kilku tygodni rozwoził listy i chciałby, aby ktoś mu za to zapłacił.

Jest jeszcze kilka innych interesujących fragmentów w umowie, które przykuły naszą uwagę. Na przykład taki: „Zleceniobiorca jest zobowiązany nie rozpowszechniać informacji dotyczących Zleceniodawcy oraz osób nim kierujących w sposób mogący naruszyć dobre imię lub inny interes Zleceniodawcy (...) Niedozwolone jest podejmowanie przez zleceniobiorcę krytyki zleceniodawcy, w szczególności nie mieszczącej się w granicach porządku prawnego, nacechowanej złą wolą oraz nie mającej cech rzetelności i cechowości”.

Za złamanie tych zapisów przewidziana jest kara umowna w wysokości pięciu tysięcy złotych. Szach, mat.
Urząd pracy mówi, że niewiele może

Pracownicy Powiatowego Urzędu Pracy w Kędzierzynie-Koźlu już na wstępie rozmowy zaznaczają, że nie mogą wejść w skórę pracodawcy czy też bezrobotnego, by dokładnie odczytać ich intencję.

- Każda oferta pracy przysłana do PUP musi zostać przez nas uwzględniona i podana do wiadomości - mówi Barbara Nieckarz, kierownik Centrum Aktywizacji Zawodowej kędzierzyńskiego pośredniaka. - Jeśli okazało się, że warunki pracy odbiegają od tych, które zostały przedstawione, to należy nas o tym poinformować.

Ale jedyne, co PUP może zrobić, to powiadomić Państwową Inspekcję Pracy.

- Sami nie mamy narzędzi kontrolnych do sprawdzania pracodawców - podkreśla Barbara Nieckarz.

W Okręgowym Inspektoracie Pracy w Opolu podpowiadają, że w takim przypadku można zgłosić skargę: - Przedmiotem czynności kontrolnych inspektora pracy będzie zbadanie poprawności zawarcia umowy i sprawdzenie, czy w miejscu umowy cywilnoprawnej nie powinna być zawarta umowa o pracę - mówi Agnieszka Stefaniak, rzecznik OIP w Opolu. - Jeśli tak będzie, inspektor pracy może zażądać wydania w miejsce umowy cywilnoprawnej umowy o pracę, a w razie sporu z pracodawcą może wystąpić do sądu. Prawo do wystąpienia na drogę sądową ma również oczywiście skarżący się.
Takich przypadków niestety jest dużo więcej

Potwierdzają to statystyki Państwowej Inspekcji Pracy. W zeszłym roku inspektorzy sprawdzili ponad 52,3 tys. umów cywilnoprawnych. Okazało się, że 15 procent z nich zostało zawartych w warunkach charakterystycznych dla stosunku pracy. Takie kontrole inspektorzy przeprowadzili w ponad 10 tys. firm na terenie całego kraju. Nieprawidłowości dotyczyły 11,5 tys. osób, o 21 procent więcej niż rok wcześniej.

Inspektorzy podkreślają jednocześnie, że dzięki działaniom PIP w latach 2012-2013 ponad 12 tys. osób otrzymało, w miejsce posiadanych umów-zleceń czy o umów dzieło - umowy o pracę.

- Zasadność zawierania umów cywilnoprawnych pozostaje także w 2015 roku przedmiotem szczegółowych kontroli PIP - podkreśla Danuta Rutkowska, rzecznik Państwowej Inspekcji Pracy. - Społeczne i ekonomiczne skutki naruszania przepisów w tym zakresie są szczególnie dotkliwe dla młodych osób wchodzących na rynek pracy.

Art. 281 Kodeksu pracy mówi, że „Kto, będąc pracodawcą lub działając w jego imieniu, zawiera umowę cywilnoprawną w warunkach, w których zgodnie z art. 22 par. 1 powinna być zawarta umowa o pracę. podlega karze grzywny od 1 do 30 tys. zł”.

Pan Andrzej już nie rozwozi listów dla firmy Hornet. Za miesiąc pracy dostał wynagrodzenie w wysokości nawet nie 600, ale 300 złotych.

- Zdawałem sobie sprawę, że możliwości na rynku pracy w waszym województwie są gorsze niż za granicą czy w innych regionach. Ale nie spodziewałem się, że zatrudnia się tu ludzi za 600 złotych miesięcznie albo nawet mniej - opowiada informatyk. - Okazało się, że to jednak prawda. Podobno dużo ludzi stąd wyjeżdża. Teraz to ja się za bardzo temu nie dziwię...

Statystyki PIP mówią, że takich przypadków jest więcej.

W zeszłym roku inspektorzy sprawdzili ponad 52,3 tys. umów cywilnoprawnych. Okazało się, że 15 procent z nich zostało zawartych w warunkach charakterystycznych dla stosunku pracy. Takie kontrole inspektorzy przeprowadzili w ponad 10 tys. firm na terenie całego kraju. Nieprawidłowości dotyczyły 11,5 tys. osób, o 21 procent więcej niż rok wcześniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska