Grodziec. Niewielka wioska w gminie Ozimek. W sobotę (4.07) była tu z wizytą Elżbieta Witek, działaczka Prawa i Sprawiedliwości, a obecnie marszałek Sejmu.
– Byłem tam przejazdem. Zdziwiło mnie poruszenie przed świetlicą, więc się zatrzymałem. Okazało się, że tłum czeka na drugą osobę w państwie – relacjonuje mieszkaniec Grodźca. – Zajrzałem do sali, a tam szpilki nie dało się wcisnąć. Popołudnie było gorące, więc zaduch panował straszny. Widziałem mnóstwo osób w wieku 70+ i – co zwróciło moją uwagę – zdecydowana większość nie miała maseczek, ale organizatorom najwidoczniej to nie przeszkadzało. Ja też nie miałem, więc zmyłem się stamtąd czym prędzej. Tyle się mówi o zagrożeniu koronawirusem. Do wielu sklepów nie można wejść bez zasłoniętych ust i nosa, a tutaj działacze partii, która stanowi prawo, dają przyzwolenie na bezceremonialne jego łamanie.
W spotkaniu z Elżbietą Witek brał udział m.in. wojewoda opolski Adrian Czubak, posłanka PiS Violetta Porowska oraz były poseł i stryj prezydenta RP – Antoni Duda. Brak maseczek widocznie nie wzbudził ich czujności, dlatego świadek incydentu próbował zainteresować sprawą patrol policji, który stał przed świetlicą.
– Funkcjonariusz wysłuchał i stwierdził, że za chwilę podejdzie do mnie organizatorka. Nikt się nie pojawił. Patrol natomiast ulotnił się, nie wystawiając nawet nosa z radiowozu – opowiada mężczyzna. – Nie wiem, o czym miałbym rozmawiać z organizatorem, bo od egzekwowania prawa jest raczej policja. Byłem zażenowany tą sytuacją. Wyglądało to tak, jakby funkcjonariusze bali się podpaść działaczom partii rządzącej.
Poprosiliśmy opolską policję, o wyjaśnienie, dlaczego mundurowi nie zareagowali.
- Policjanci otrzymali informację od zgłaszającego, z której wynikało, że wewnątrz świetlicy mają przebywać osoby bez zasłoniętych ust i nosa – mówi mł. asp. Agnieszka Nierychła z KMP w Opolu. - O tym fakcie został natychmiast poinformowany organizator. Funkcjonariusze z Komisariatu Policji w Ozimku na podstawie powziętych informacji sporządzili notatkę, która skutkowała wszczęciem czynności wyjaśniających wobec organizatora spotkania, w związku z podejrzeniem niezachowania reżimu sanitarno-epidemiologicznego.
Dociekaliśmy, dlaczego policjanci, po otrzymaniu zgłoszenia, sami nie sprawdzili, jak wygląda sytuacja w świetlicy.
Sprawa jest o tyle bulwersująca, że w połowie maja w Warszawie odbywał się protest przedsiębiorców, w którym brali udział m.in. Opolanie.
- Nie złamaliśmy żadnych przepisów epidemicznych. Uczestnicy poruszali się w maseczkach, zachowując dystans. Później do akcji wkroczyła policja, otaczając nas kordonem i traktując jak pospolitych przestępców – relacjonował jeden z nich.
Przedsiębiorcy musieli tłumaczyć się na komisariatach. Krzysztof Wolny, właściciel firmy z Jemielnicy, nie przyjął mandatu za udział w nielegalnym zgromadzeniu, więc czeka go sprawa w sądzie.
Później, na podstawie policyjnej notatki, sanepid nałożył na niego 10 tys. złotych kary za "niezastosowanie się do zakazu imprez, spotkań i zebrań niezależnie od ich rodzaju".
– Gdzie tu sprawiedliwość? To my byliśmy większym zagrożeniem rozprzestrzeniania się koronawirusa niż ludzie, którzy przyszli na polityczny wiec? – pyta retorycznie. – Policja nie broni interesów obywateli, ale partii rządzącej. Nasz protest był nie w smak PiS-owi, więc funkcjonariusze wiedzieli, jak zareagować. Na spotkaniu organizowanym przez władzę widocznie woleli się nie wychylać.