Casting - moja miłość

Redakcja
Piotr Hulin i jego tato są muzycznymi samoukami. Do tego grona dołącza właśnie Weronika: - Brat uczy mnie grać na gitarze - mówi dziewczynka. Piotr i jego rodzina podbili serce Edyty Górniak. - Szukam ludzi dobrych. Oni tacy są - mówi artystka.
Piotr Hulin i jego tato są muzycznymi samoukami. Do tego grona dołącza właśnie Weronika: - Brat uczy mnie grać na gitarze - mówi dziewczynka. Piotr i jego rodzina podbili serce Edyty Górniak. - Szukam ludzi dobrych. Oni tacy są - mówi artystka. Paweł Stauffer
Magdalena wypiła mocną kawę o godzinie 3.00 w nocy. Wyszykowała się, wrzuciła do torebki kosmetyki, i jeszcze bieliznę - na wszelki wypadek, gdyby miała nie wrócić na noc do domu. Pobiegła na częstochowski dworzec PKS. Świtało, kiedy wjechała do Opola. Przed siódmą dotarła do opolskiego amfiteatru. Była jakoś 30. w kolejce.
Edyta Górniak wybiera wokalistów do drużyny "Bitwy na głosy". Casting w Opolu.

Edyta Górniak wybiera wokalistów do drużyny

W Opolu Magda nikogo nie ma - ani rodziny, ani znajomych. Ale jurorom na przesłuchaniu powiedziała, żeby się nie martwili. - Mam tu ciocię i kuzynów, przenocuję u nich.

- Czemu skłamałaś? -pytam.

- Jak są dwudniowe przesłuchania, to oni chętniej wybierają osoby, które mają gdzie przenocować, nie muszą dojeżdżać codziennie po parę godzin - wyjaśnia Magda Mrączek. Oni - to jurorzy w castingach do programów typu talent-show.

Od castingu do castingu

Kłamstwo nie pomogło. Magda nie dostała wieczorem telefonu od organizatorów castingu do telewizyjnego programu "Bitwa na głosy". Prowadzący nabór dzwonili do tych, którzy się dostali do kolejnego etapu, jakim były sobotnie przesłuchania u samej Edyty Górniak (organizatorzy zawsze określają artystkę słowem "gwiazda". - Gwiazda się spóźni, gwiazda nie chce prasowych wywiadów, gwiazda pozwoli na sesję fotograficzną, gwiazda będzie przesłuchiwała… - mówią).

Magda wieczorem wsiadła do autobusu, musiała - bo inaczej trudno byłoby jej dostać się do domu, a nocować na opolskim dworcu PKS nie chciała.

- Trudno. Zajrzę do internetu, poszukam innego castingu - mówi, gdy rozmawiamy dzień później.
Nie ma żalu o to, że przepadła, zna już smak porażki. Jako dziewczynka startowała w jednej z pierwszych edycji "Szansy na sukces", przebrnęła też przez precasting do "Mam talent".

- W Opolu i tak było super - mówi. - W kolejce do "Mam talent" stałam pięć godzin. Co cwańsi brali ze sobą przyjaciół - jeden stał, to drugi przysypiał, albo chociaż pokładał się gdzieś pod ścianą. Normalne jest, że na castingach ludzie wręcz biją się o numerki startowe, wiadomo - im niższy, tym lepiej.

Bo ci z niższymi numerkami wchodzą jako pierwsi do pokojów przesłuchań, kiedy jurorzy nie znają konkurencji i nie myślą już o zakończeniu ciężkiego dnia pracy. Łatwiej więc zrobić korzystne wrażenie.

Paulina Lulek z Prudnika (dostała się we wtorek do programu, do drużyny Kamila Bednarka) mówi: - Gdy startowałam do "X-Factora" w Zabrzu, to ludzie się rzucali na drzwi wejściowe, dosłownie się taranowali. Nie patrzyli, czy kogoś przewracają czy nie, byleby tylko wydrzeć jak najszybciej ankietę uczestnika i numerek startowy.

Podobne scenki miały miejsce w "Must be the music" oraz w "Szansie na sukces". W Brzegu tak nie było. - Trzysta osób grzecznie czekało, wszystko przebiegło sprawnie. Luksus - kwituje dziewczyna.

Piszczeć trzeba umieć

Casting w Opolu do drużyny Edyty Górniak odbył się tydzień temu w piątek. Miał się zacząć o 9.00. Ludzie czekali już od ok. 7.00, zgodnie z zasadą "kto pierwszy, ten lepszy". Tuż przed 9.00 obok tłumu potencjalnych uczestników programu pojawiła się ekipa telewizyjna, a wśród nich pan o ksywie "Żwirek", czyli Andrzej Żwirkowski) - wyposażony w megafon i duże pokłady energii. Zaczął sterować tłumem:

- Przechodzimy przed amfiteatr. Wszyscy trzymacie w dłoniach plakaty programu! I krzyczycie: Opole, Opole…
Trzysta osób posłusznie wykonuje polecenie. Rozlega się wrzask.

- No nieeeeee. Słaaaaabo, jeszcze raz! - Żwirek nie daje za wygraną. Następuje powtórka krzyków.
Potem jest jeszcze skandowanie pod dyktando: "Edyta" i "Bitwa na głosy".
- I piiiiisk! - dyryguje "Żwirek".

Ale na mrozie z samego rana słabo się piszczy.

- Słuchajcie, jak się nie postaracie, to nie zaczynamy przesłuchań - argumentuje "Żwirek". Pomogło. Ekipa z kamerą jest zadowolona z efektu.

Takich wyreżyserowanych scenek będzie jeszcze sporo. Myślicie, że kandydaci, wychodząc z przesłuchań, zawsze skaczą radośnie, piszczą i machają rękami- tak jak to pokazują nam w telewizji? Niekoniecznie. Raczej skacze i macha reporterka bądź reporter czekający na nich pod drzwiami. W Opolu i w Brzegu reporterka TV, będąc obok kamerzysty, pokazywała uczestnikom programu, jak ma wyglądać autentyczna radość i szczęście ze spotkania z idolem. Ona skacze, uczestnik, który właśnie wyszedł z castingu - też skacze, choćby raczej wolał zemdleć. Ona łapie się za głowę - uczestnik posłusznie powtarza. Show must go on.

- To normalka - mówi spokojnie Magda, w końcu weteranka takich naborów. - Nie ma castingu bez nagrania odpowiednio przekonującej scenki, z której wynika, że wszyscy kochają dany program.

Magda "kochała" już kilka programów typu talent-show i zawsze dawała temu wyraz z taką sama dozą przekonania, odpowiednio głośno krzycząc do kamer różnych stacji telewizyjnych.

Ale 16-letnia Kasia Niegel, która przyjechała na nabór z Wawelna, patrzy na te scenki z zainteresowaniem debiutantki. Ale, że kocha Edytę - krzyczała szczerze: - Ona jest naprawdę wspaniała. Jej piosenki to dzieła sztuki -mówi.

Kasia wychowuje się w rodzinie zastępczej, choruje. Jeszcze kilka lat temu nie umiała chodzić, utrzymać łyżki w ręku. Ale intensywna rehabilitacja, o którą zadbali opiekunowie z rodziny zastępczej przyniosła efekty - dziewczyna dziś dobrze chodzi, pisze starannym charakterem pisma... No i śpiewa. Wprawdzie nie chodzi na kursy śpiewu, bo brakuje jej na to czasu (wciąż musi się rehabilitować). - Jednak kocham śpiewać. Nieważne, czy się dostanę. Ważne, że spróbuję - mówi i w kilkustronicowej ankiecie, jaką trzeba wypełnić, zanim się dostanie do pokoju przesłuchań, wpisuje w rubryce na temat największych osiągnięć w życiu: To wszystko jeszcze przede mną!

Dzieci z doświadczeniem

Na castingach nie brakuje małolatów. Ola Cholewka ma 7 lat i przyjechała z ciocią, bo są ferie i chce przeżyć fajną przygodę. Zaśpiewa Lady Gagę. Koleżankom w szkole będzie się chwaliła, że była na castingu do TV-show. Chyba żadna z dziewczyn w klasie nie robiła czegoś takiego.

Hania Markiewicz ze Złotoryi ma 13 lat i - jak na swój wiek - ogromne doświadczenie estradowe. - Brała już udział w wielu konkursach piosenki dziecięcej, zajęła drugie miejsce podczas festiwalu dziecięcej piosenki w Kielcach - mówi mama Joanna.

- To festiwal międzynarodowy, śpiewali na nim nawet Chińczycy - dodaje rezolutnie Hania, po czym na życzenie pana z opolskiej TV śpiewa a capella jeden z utworów przygotowanych na przesłuchanie. Bez tremy, ze swobodą. W końcu robi to nie pierwszy raz.

- Zawsze jestem przy Hani i ją wspieram. Taka rola rodziców, aby wspierać dzieci w rozwoju, szczególnie jeśli mają talent - mówi mama. - Gdy trzeba będzie, będę do Opola przyjeżdżała z Hanią nawet co tydzień na próby do programu. Ze Złotoryi nie jest przecież tak daleko, trasa jest łatwa, szybko się jedzie.

Rodzice są od tego, aby pomagać dzieciom realizować pasje, marzenia i wykorzystywać życiowe szanse. To także filozofia rodziców 17-letniego Piotra Hulina z Rudy Śląskiej. Chłopak brał już udział "X-Factorze", ale chyba był dla producentów za mało przebojowy (bo talentu nikt mu nie odmówi). Nie zraził się i spróbował w naborze do "Bitwy na głosy". Przyjechał z gitarą użyczoną mu przez ojca: - Ani mąż, ani Piotr nie są wykształceni muzycznie. Mąż gra na keyboardzie i gitarze, ale jest samoukiem - mówi Justyna Hulin - Piotr też uczył się sam, już jako przedszkolak. Czasami podchodził do taty i prosił, aby ten udzielił mu paru rad. I tak się rozwinął. Widzimy, że w muzykę wkłada serce, więc pomagamy mu w realizacji marzeń jak tylko możemy. Wozimy na castingi, dodajemy otuchy, jesteśmy przy nim.

I będą wozić dalej, bo Piotr, zwierzając się, że najbardziej lubi po prostu w cichym domu zapalić świeczkę i grać na gitarze, śpiewając balladę "Kołysanka dla nieznajomej" - podbił serce Edyty Górniak.
- Nieważne, czy będziemy go musieli przywozić na przygotowania do programu raz w tygodniu czy raz w miesiącu. Zrobimy to! - zapewniają rodzice.

Debiutantom było trudniej

Na casting zgłaszają się naturszczyki i starzy wyjadacze. Ci pierwsi mają talent i szansę, że to wystarczy. Liczą głównie na przygodę. Sprzyjają im sami artyści, dowódcy drużyn:

- Bo technikę śpiewania i emisji głosu można wyćwiczyć. A serca do muzyki nikt nie wytrenuje - mówi Kamil Bednarek, muzyk i piosenkarz reggae, finalista programu "Mam talent".

Ci drudzy wierzą, że każdy diament wymaga oszlifowania i właściwej oprawy, inaczej nikt go nie dostrzeże. Więc wykupują prywatne lekcje emisji głosu, chodzą na zajęcia wokalne do domów kultury i szkół muzycznych. Śpiew staje się ich sposobem na życie: mają zespoły, grają w klubach, czasem do kotleta, a czasem nawet w teatrach muzycznych. Na hasło casting - reaguję odruchowo, zgodnie ze skojarzeniem: szansa. - Na co? Aby się rozwijać, zaistnieć, pokazać i być dostrzeżonym.

- W takich programach można popracować z największymi profesjonalistami od emisji głosu w Polsce, na co dzień to się nie przytrafia. Śpiewałam od zawsze i od zawsze chciałam kształcić wokal. Zaczynałam od sekcji w Młodzieżowym Domu Kultury, potem była Szkoła Musicalowa we Wrocławiu - mówi Justyna Halenka z Nakła. - Jest spora konkurencja, sam talent nie wystarczy. Potrzebne jest jeszcze odpowiednie wykształcenie, a nade wszystko dużo szczęścia.

Edyta Górniak: - Gdy ja zaczynałam, były jedne Debiuty - koncert podczas Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Trzeba było tam się wybić, aby liczyć na dalszą karierę. Ze mną tak było - dostałam od kogoś kopa w tyłek, trafiłam do Debiutów, a potem się potoczyło. Dziś takich szans, jak ówczesne Debiuty, jest bardzo dużo, są to programy telewizyjne. Konkurencja podczas naborów do nich też jest duża, bo możliwości kształcenia wokalu jest sporo. Myślę, że teraz młodym talentom jest - mimo ogromu programów typu talent-show, a więc i sporej konkurencji - łatwiej złapać swoją szansę.

Nie zrażać się!

Paulina Lulek cieszy się, bo szansę złapała. Jest bezrobotną absolwentką szkoły muzycznej (pracuje okazjonalnie podczas karnawałowych imprez) i szuka swego miejsca w życiu. W sobotę w nocy występowała z zespołem na studniówce, impreza trwała do 6.00 w niedzielę. Cztery godziny później zaczynał się w Brzegu wstępny nabór do drużyny Kamila Bednarka. - Chwilę się przespałam, ale nie powiem, żebym stawiła się wyspana - śmieje się Paulina. - Jednak dostałam się! Następnego dnia Kamil zakwalifikował mnie do swego zespołu. Jestem zadowolona, bo to szansa. Nie każdy, nawet najlepiej wykształcony muzycznie, może wziąć udział w programie telewizyjnym obok znanych i wybitnych piosenkarzy!

A co by było, gdyby przepadła? Nic wielkiego. - Czekałabym na kolejna szansę, śledziłbym kolejne nabory. Znów nadarzyłaby się okazja, cały witz polega na tym, żeby ją wreszcie wykorzystać i nigdy się nie zrażać. Ja przecież najpierw startowałam do drużyny Edyty. Nie udało się - więc spróbowałam do Kamila. I proszę: jest super!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska