Dobrzy ludzie pomogli rodzinie Grzybowskich z Kędzierzyna-Koźla

fot. Daniel Polak
Pani Agnieszka z Gabrysiem, Małgosią i Kubą, wreszcie w ciepłym domu.
Pani Agnieszka z Gabrysiem, Małgosią i Kubą, wreszcie w ciepłym domu. fot. Daniel Polak
Ostatnie tygodnie Agnieszka i Krzysztof Grzybowscy spędzili w warunkach urągających ludzkiej godności. - Pomoc społeczna, zamiast wesprzeć, głównie nam groziła, ale pomogli dobrzy ludzie - mówią.

Słoneczna niedziela 27 września dla Grzybowskich była jednym z najpiękniejszych dni w roku. A wszystko za sprawą podpisania umowy najmu trzypokojowego mieszkania przy ul. Dąbrowskiego w Kędzierzynie. Już dzień po jej zawarciu małżeństwo z pięciorgiem dzieci, wśród których dwoje jest niepełnosprawnych, przeniosło się do nowego lokum.

- I to był ostatni moment, bo następne dni okazały się dużo chłodniejsze. Ale my już mamy cieplutko - uśmiecha się Agnieszka Grzybowska i z dwuletnią Małgosią na rękach zaprasza do dwupokojowego mieszkania. Na razie jest tu niewiele sprzętów. W zasadzie tylko dzieci mają łóżka, pokój rodziców jest pusty.

- Państwo Grzybowscy przez minionych kilka lat wynajmowali umeblowane mieszkanie na kędzierzyńskim osiedlu Piastów, lecz zostali z niego wyrzuceni po tym, jak pan Krzysztof stracił pracę w nadleśnictwie.

- Wtedy z dnia na dzień musieliśmy znaleźć inne mieszkanie. I udało się, ale na nieludzkich, jak dla nas, warunkach - wspomina Grzybowski

Rodzina wynajęła mieszkanie w Koźlu, na drugim końcu miasta. I mimo braku stałego źródła dochodu podpisała umowę. Za lokum trzeba było właścicielce płacić 1200 zł odstępnego plus czynsz i media.

Pani Agnieszka każdego ranka brała piątkę potomstwa do autobusu i jechała z nimi wiele kilometrów do Kędzierzyna, by 9-letni Hubercik i 7-letnia Kinga poszli do szkoły, a 5-letni Kuba do przedszkola.
Potem z Kubusiem (3 latka) i rok młodszą Małgosią wracała do Koźla, robiła zakupy, gotowała obiad i znów wsiadała w autobus, by odebrać trójkę najstarszych dzieci.

- Zmiana szkoły, przedszkola nie wchodziła w grę, bo to było miesiąc przed zakończeniem roku szkolnego. Poza tym Hubercik chodzi do klasy integracyjnej, jest niepełnosprawny i tylko szkoła na Piastów gwarantuje mu odpowiednią opiekę - tłumaczy Agnieszka Grzybowska.

Prezydent straszy strażą

Mieszkanie w Koźlu, nie dość że drogie, było więc dla Grzybowskich jak zesłanie.

- Dlatego poszedłem do prezydenta miasta i poinformowałem o naszej tragicznej sytuacji, ale mnie wygonił i jeszcze skrzyczał - żali się pan Krzysztof.

Zdesperowany zapowiedział, że jak zostanie wyrzucony z wynajmowanego mieszkania, przyjdzie z rodziną spać w korytarzu pod gabinetem Wiesława Fąfary.
- Niech pan tylko spróbuje, to straż miejska szybko zrobi z wami porządek - miał pogrozić prezydent. I żadnej pomocy nie udzielił, Grzybowscy zostali sami ze swoimi problemami.

- Nie mamy możliwości przyznania mieszkania tej rodzinie, cho-ciaż rozumiem, że jest ona w dramatycznej sytuacji - tłumaczy siebie oraz szefa wiceprezydent Piotr Gabrysz, odpowiadający w urzędzie miasta za politykę społeczną i mieszkaniową.

Problem polega na tym, że Krzysztof Grzybowski do niedawna był zameldowany w warmińsko-mazurskiej gminie Pieniężno, a jego żona formalnie nie miała żadnego adresu. Nie byli więc mieszkańcami Kędzierzyna-Koźla ani też bezdomnymi w formalnym rozumieniu tego pojęcia.

Grzybowscy pięć lat temu wyjechali z Mazur na Opolszczyznę za pracą.

- I jakoś zaczęło się układać. Wpierw byliśmy w Markocie, potem udało się wynająć mieszkanie i szło do przodu. Tylko zapomniałem się wymeldować z Pieniężna - opowiada Krzysztof Grzybowski.

To człowiek twardy i pracowity, więc gdy stracił robotę w lesie, a zaraz potem mieszkanie wynajmowane przez kilka lat, łapał się każdego zajęcia, byle tylko zapewnić byt rodzinie.
- Ale moje zarobki plus to, co dawała nam opieka społeczna, starczało na bieżące wydatki i tylko część opłat za nowo wynajęte mieszkanie w Koźlu. Zadłużenie narastało, a właścicielka nieruchomości mówiła bez ogródek: nie płacicie, to wynocha, bo ja żyję z wynajmowania mieszkań, a nie z pomagania biedakom - relacjonuje pan Krzysztof. - Ostatecznie wyrzuciła nas pod koniec sierpnia. Nic nowego nie wynajęliśmy, bo wszyscy żądali kaucji za kilka miesięcy z góry, a my nie mieliśmy na to pieniędzy - tłumaczy pan Grzybowski.

Tak rodzina wylądowała wprost na ulicy, by ostatecznie trafić do zdewastowanego budynku po byłym hotelu robotniczym, bez wody, prądu, ogrzewania. Były tam tylko gołe ściany, a wieczorami i nocą panował nieznośny chłód, im bliżej października, tym dotkliwszy. Metalowy piecyk, który pan Krzysztof wstawił do pokoju zajętego na dziko przez siedmioosobową rodzinę, pomagał tylko trochę.

- Żal mi ich, bo to żadna patologia, porządni ludzie, pracowici, bez nałogów, tyle że biedni - przyznaje Teresa Koczubik, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kędzierzynie-Koźlu. Mimo tych słów MOPS nie udzielił skutecznej pomocy państwu Grzybowskim.

- Zaproponowali nam powrót na Mazury albo wyjazd do schroniska dla bezdomnych w Bełchatowie, bo podobno nigdzie bliżej nie ma wolnych miejsc. Powiedzieli nam też, że jeśli po 30 września zostaniemy w tym zdewastowanym pustostanie chociaż kilka dni dłużej, to zabiorą nasze maluchy do domu dziecka. A gdzie my mamy iść?! - pytała kilkanaście dni temu ze łzami w oczach Agnieszka Grzybowska. - W Kędzierzynie-Koźlu mamy znakomitych lekarzy, dzięki którym Hubercik od dawna nie miał ataku padaczki. Ale przez ten stres i tułaczkę choroba może wrócić.

Dobrzy ludzie pomogli

Na szczęście zła karta odwróciła się po opisaniu sprawy w nto i nagłośnieniu w innych mediach. Do Grzybowskich zgłosili się ludzie, którzy zaoferowali pomoc. M.in. pragnąca zachować anonimowość sponsorka, która zapłaciła trzymiesięczną kaucję za obecne mieszkanie Grzybowskich, czyli 2400 zł.
- Teraz opłacenie 800 zł czynszu co miesiąc to będzie już nasze zmartwienie. Ale damy radę, Krzysiek zaczyna właśnie pracę. Ważne, że nie grozi nam już, że zamarzniemy w tym pustostanie w Blachowni - mówi z niezmiennym optymizmem Agnieszka Grzybowska.

Kilka dni temu, gdy byli na odludziu i wydawałoby się bez nadziei na poprawę, też uśmiech nie znikał z jej ust, chociaż czasem obok przepływał strumyk gorzkich łez. - Ale to jest za nami i będzie dobrze! - Agnieszka Grzybowska jest tego pewna.

Rodzina ma nadzieję, że zostanie wpisana na listę oczekujących na mieszkanie socjalne.

- Z Pieniężna już się wymeldowałem. Tak jak poradziliście mi w nto, napisałem w tej sprawie podanie na Mazury i zwrotną pocztą przysłali decyzję. Formalnie jestem więc bezdomny i mogę w Kędzierzynie-Koźlu starać się o lokal socjalny dla siebie i rodziny - mówi Krzysztof Grzybowski. - Tylko że urzędnicy żądają zaświadczenia o dochodach, a ja przecież w ostatnich miesiącach nie miałem oficjalnej pracy, więc skąd mam wziąć jakiekolwiek papiery - narzeka.

Ogólnie jednak rodzina cieszy się tym co ma, chociaż to na razie dwa pokoje z kilkoma łóżkami. Jest ich mniej niż członków rodziny, w dużym pokoju nie ma w ogóle mebli, ale Grzybowscy wierzą, że się ich w końcu dorobią.

- Pokonaliśmy już takie trudności, że teraz może być tylko lepiej - mówią. Gminni urzędnicy nie pozostawiają jednak złudzeń: mieszkania socjalnego Grzybowscy mogą się doczekać dopiero za kilka lat. Do tego czasu muszą wynajmować mieszkanie i w nim budować własne szczęście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska