Każdy chce mieć swoją telewizję

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Tylko "Pro Futura" ma prawo robić program dla mniejszości - twierdzą opolscy Niemcy. Ekipa opolskiej telewizji regionalnej będzie go produkować dla województwa śląskiego.

A miało być całkiem inaczej. Według salomonowego wyroku sądu rozstrzygającego konkurs ogłoszony przez telewizję, program dla mniejszości miały przygotowywać dwie redakcje na zasadzie konkurencji. Miała je łączyć wspólna publiczność i wspólna rada programowa, do której mieli wchodzić przedstawiciele mniejszości niemieckiej z obu województw - opolskiegoi śląskiego. Pomysłodawcą takiego kompromisowego rozwiązania był podczas spotkania na początku czerwca Dietmar Brehmer, przewodniczący Niemieckiej Wspólnoty Roboczej Pojednanie i Przyszłość.
Przedstawiciele opolskiej mniejszości niemieckiej w sądzie konkursowym: prof. Joanna Rostropowicz i Hubert Beier podczas rozstrzygającego posiedzenia tego gremium stanęli na stanowisku, że zgodnie z uchwałą dorocznego zjazdu mniejszości niemieckiej jedynym producentem, który ma autoryzację TSKN na tworzenie programu dla mniejszości, jest grupa producencka "Pro Futura". W tej sytuacji ekipie Opolskiego Ośrodka Regionalnego TVP kierowanej przez red. Stanisława Racławickiego zlecono produkowanie programu głównie adresowanego do mniejszości województwa śląskiego. Oba programy będą pokazywane w telewizji naprzemiennie. Nowych audycji dla mniejszości można oczekiwać jesienią.

- Dla mnie decyzja przedstawicieli opolskiej mniejszości jest po prostu wypowiedzeniem woli współpracy. Istnienie dwóch zespołów producenckich spojonych wspólną radą miało być właśnie forum współpracy. Sztywne stanowisko TSKN: "Wasza telewizja nas nie obchodzi" jest nie do przyjęcia. Telewizja publiczna jest dla wszystkich, członkowie mniejszości płacą abonament i mają prawo korzystać z telewizji regionalnej. Jestem rozczarowana, bo wypowiedzi w tym tonie padały z ust przedstawicieli mniejszości ostatnio na początku lat 90., gdy w tzw. 16 postulatach mówiono, że nie należy podejmować współpracy z Polakami, bo to grozi asymilacją - mówi dr Danuta Berlińska, członek sądu konkursowego.
- Stoję na stanowisku i zawsze będę go broniła że każdy ma prawo mówić sam za siebie. To prawo dotyczy także mniejszości niemieckiej, która ma prawo robić programy sama o sobie i o swoich problemach. Tę wolę mniejszości należy w moim przekonaniu uszanować - twierdzi prof. Joanna Rostropowicz którą mniejszość poprosiła o reprezentowanie w sądzie konkursowym.
Zdaniem prof. Rostropowicz, to właśnie o "Pro Futurze" i tylko o niej TSKN powiedział oficjalnie, że jest ona medialnym reprezentantem mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie, bo to jest "nasz zespół i nasza spółka".

Oponenci monopolu "Pro Futury" na program dla opolskiej mniejszości podkreślają, że w obu ekipach są członkowie mniejszości i osoby z miejszością nie związane oraz. że umiejętności warsztatowe obu ekip są porównywalne. Reprezentanci TSKN podkreślają, że obliguje ich do sztywnego stanowiska uchwała zjazdu rocznego oraz naturalne prawo mniejszości do mówienia swoim głosem. "Jedynie mówiąc sama o sobie. mniejszość niemiecka może uczestniczyć w dialogu międzykulturowym, umacniać ducha tolerancji, wspierać wzajemne poszanowanie i zrozumienie i współpracę między wszystkimi osobami żyjącymi na Śląsku" - napisali w swoim oświadczeniu przedstwiciele mniejszości w sądzie konkursowym.
- Telewizja może robić niezliczoną ilość programów nie tylko dla mniejszości, ale po prostu programów o Śląsku i z każdego będziemy się cieszyli, ponieważ od 1945 roku o Śląsku nie było w telewizji mowy, a my Ślązacy byliśmy skazani na milczenie, ale poglądy na pewne problemy z perspektywy mniejszości niemieckiej i ich pragnienia będzie wyrażał wyłącznie program spółki "Pro Futura" - twierdzi Joanna Rostropowicz.
Zdaniem Dietmara Brehmera, zrobiono błąd, rezygnując z jednej rady programowej dla obu firm producenckich. - Skoro to jest niemożliwe, powołamy własną radę, w której dwa miejsca przypadną TSKN wojewódtwa śląskiego, a dwa Wspólnocie Roboczej Pojednanie i Przyszłość.
W zamyśle Brehmera program opolskiego ośrodka telewizyjnego kierowany przez grupę pana Racławickiego może podejmować zarówno tematy z Opolszczyzny, które zainteresują Niemców województwa śląskiego, jak i tematy z Katowickiego, które zainteresują publiczność opolską.
- Myślę, że jedną z takich spraw jest wzorowa współpraca województwa śląskiego z Nadrenią -Westfalią, która może być inspiracją dla Opolszczyzny w jej kontaktach z Nadrenią-Paltynatem - uważa Dietmar Brehmer.

Obie ekipy mają pomysły na program i profesjonalne zespoły, ale obydwu też daleko do komfortu finansowego.
- Jest znanym faktem, że telewizja robi cięcia i oszczędności budżetowe. Dziennikarze Opolskiego Ośrodka Regionalnego pracują za bardzo niskie stawki po prostu dlatego, że lubią swoją pracę - mówi Danuta Berlińska.
- Jeśli "Pro Futura" znajdzie źródła finansowania swojego programu, to przecież na Boga litościwego nie będzie tak, że ktoś da pieniądze dla jednego producenta, a dla drugiego nie. Wydaje mi się, że współpracy między obu zespołami nie da się uniknąć, jeśli program "Pro Futury" w ogóle ma powstawać i być emitowany, ale będzie to możliwe pod warunkiem, że "Pro Futura" będzie miała plenipotencje od TSKN do współpracy z nami. Przedstawiciele mniejszości w sądzie konkursowym, niestety, taką współpracą nie byli zainteresowani. Na dziś sytuacja jest więc mocno patowa - mówi Bogusław Nierenberg, szef Opolskiego Ośrodka Regionalnego Telewizji.
- Na zasadzie równoprawnego traktowania podmiotów jestem gotów dać zespołowi "Pro Futury" 800 zł na jeden program, tak jak zespołowi pana Racławickiego oraz umoźliwić taki sam dla obu ekip dostęp do kamery i stołu montażowego - deklaruje Bogusław Nierenberg.

Tworzenie dwóch programów bez żadnej współpracy między zespołami trudno sobie istotnie wyobrazić. Kiedy oba programy ruszą od września, to może się okazać, że ze szczególnie ważnych wydarzeń, np. oficjalnego zakończenia kampanii wyborczej przez mniejszość obie telewizje przygotują własne materiały i wyemitują je tydzień po tygodniu.
- To jest ich problem - mówi prof. Rostropowicz lub nasz, jeśli my będziemy drudzy w kolejności. Po prostu każda telewizja będzie dane wydarzenie pokazywać po swojemu. Jeśli dwóch robi to samo, to nie jest to to samo. Nie trzeba się tego bać - mówi prof. Rostropowicz.
Dietmar Brehmer jest przekonany, że do współpracy z czasem musi dojść, po prostu po to, by uniknąć głupiej konkurencji. - Myślę, że te programy mogą się z czasem po prostu uzupełniać, jak "Wiadomości" i "Panorama", pozornie o tym samym, a przecież z odmienie postawionymi akcentami.
Niezależnie od nich, żeby stworzyć program, trzeba mieć pieniądze. Poszukuje ich także "Pro Futura". Zdaniem Jana Lenorta, jej prezesa, program "Schlesien Journal" powinien być finansowany ze środków telewizji publicznej, podobnie jak to się dzieje z innymi programami dla mniejszości w Polsce. Wkrótce spółka złoży stosowne wnioski do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Tymczasem "Pro Futura" złożyła do Zarządu Województwa wniosek o przyznanie 136 tys. zł na realizację ośmiu pierwszych programów w ramach przejściowej pomocy. Na razie wniosek pozostał bez odpowiedzi.
- To jest mniej więcej dwadzieścia razy tyle, ile na swój program ma grupa pana Racławickiego. Niektóre kosztorysy są tam wyraźnie przeszacowane. Jeśli za sam scenariusz trwającego kwadrans programu "Pro Futura" chce płacić 1000 zł, to jest przesada. Jak to się ma do honorariów za teksty naukowe, wymagające czasem miesiąca pracy w biliotece, za które płaci się nam 500-600 zł - mówi Danuta Berlińska.
Prezes Lenort tłumaczy, że wysokość wniosku nie wynika z owych przeszacowań honorariów, ale z konieczności korzystania z cudzego sprzętu (kamery i stołu montażowego), co niebywale podnosi koszty wytworzenia programu.
Wkrótce "Pro Futura" zamierza złożyć wniosek do opolskiej telewizji regionalnej o udostępnienie sprzętu, na którym obecnie pracuje ośrodek opolski. "Pro Futura" liczy w tej sprawie na wsparcie władz TSKN.
Dietmar Brehmer obiecuje szukać pieniędzy na program opolskiego ośrodka dla Katowic i Raciborza w Fundacji Batorego lub w Zarządzie Województwa Śląskiego.
Wykluczona jest natomiast - zdaniem prezesa Lenorta - możliwość finasowania programu dla mniejszości przez Instytut ds. Międzynarodowych ze Stuttgartu. - Strona niemiecka wspiera wszystkie nasze inicjatywy w zakresie rozwoju programu radiowego. Na finansowanie programu telewizyjnego nie ma nadziei. Przyznaję, że nie mamy moralnego prawa do podobnych oczekiwań, gdyż dawno deklarowaliśmy, że będziemy szukali pieniędzy na miejscu, m.in. ze środków telewizji publicznej - mówi Jan Lenort.
Prezes Lenort podkreśla, że finasowanie programu dla mniejszości jest obowiązkiem strony polskiej, według standardów europejskich i dlatego "Pro Futura" będzie się zwracać o pieniądze do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
- Rozumiem, że wpływy telewizji spadają, ale dlaczego ma ona szukać oszczędności właśnie kosztem mniejszości, obojętnie czy niemieckiej czy ukraińskiej.

Obok spraw merytorycznych i finansowych dzielących oba zespoły producenckie w prywatnych rozmowach w środowisku telewizyjnym pojawia się problem obecności i wpływu na program "Pro Futury" Sebastiana Fikusa, jej wiceprezesa.
- Pragnę z całą stanowczością powiedzieć, że pan Fikus nie ma żadnego wpływu na kształt i formę przyszłego programu telewizyjnego "Pro Futury". Jego nazwiska nie ma we wniosku do konkursu, bo też i realnie nie ma go i nie będzie w zespole "Schlesien Journal". On w spółce ma inne zadania - przede wszystkim ma szukać pieniędzy na zabezpieczenie produkcji programów, które "Pro Futura" chce podjąć poza programem telewizyjnym.
Prezesa Lenorta dziwi, że program dla mniejszości ma na Opolszczyźnie większe kłopoty niż gdzie indziej, np. w Białymstoku.
- Jest to o tyle paradoksalne, że ośrodek opolski korzysta ze sprzętu przekazanego przez konsulat Niemiec i do 1999 użytkowanego przez "Pro Futurę". Nie neguję praw ośrodka opolskiego do tego sprzętu, tylko uważam, że to też powinno być docenione na nasze dobro. Chcę podkreślić, że ta sama "Pro Futura" w kontaktach z Radiem Opole nie ma żadnych trudności. Natomiast sytuację w której nasz program TV będzie na antenie co 2 tygodznie uważam za krok wstecz do roku 1999 - mówi.
W przyszłości program dla mniejszości ma być finansowany ze środków Unii Europejskiej, ale kiedy to nastąpi, nikt nie wie.
- Nie boję się konkurencji drugiego zespołu, bo też on nie konkuruje tworząc program dla innego odbiorcy. Natomiast martwię się jako prezes spółki o jej finanse, bo też ja, a nie zespół producentów, za nie odpowiadam - mówi Jan Lenort.
O ostatecznym losie obu programów zadecydują oczywiście nie tylko operatywność menedżerów i umiejętność producentów, ale przede wszystkim widzowie, którzy zechcą je oglądać lub nie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska