Mieszkania pełne fuszerek, czyli wymarzone M na ZWM

Artur  Janowski
Artur Janowski
Dla Romana Stypki przeprowadzka do mieszkania z balkonem była przed laty szczytem marzeń.
Dla Romana Stypki przeprowadzka do mieszkania z balkonem była przed laty szczytem marzeń. Paweł Stauffer
Blisko 40 lat temu do pierwszego bloku na osiedlu ZWM w Opolu wprowadzili się lokatorzy. - Śmiesznie wtedy było, na początku zamiast kluczy do mieszkania dostałem patyk - wspomina Zdzisław Oszańca.

Z ulicą Janka Krasickiego

Pomnik Janka Krasickiego gdzieś zniknął.
Pomnik Janka Krasickiego gdzieś zniknął. Tadeusz Kwaśniewski / archiwum

Pomnik Janka Krasickiego gdzieś zniknął.
(fot. Tadeusz Kwaśniewski / archiwum)

Z ulicą Janka Krasickiego

na której zasiedlono pierwszy blok osiedla, wiąże się także historia pomnika tego komunistycznego działacza.Rzeźba autorstwa Mariana Nowaka stała na osiedlowym placu pomiędzy ul. Krasickiego i Krajewskiego aż do 1991 roku. Potem została zdemontowana, a do dziś zagadką pozostają jej dalsze losy. Nie trafiła do rodziny artysty, która przyznaje, że chętnie zaopiekowałaby się niemym świadkiem historii osiedla ZWM.

Pięciopiętrowy blok stoi na ulicy Grota Roweckiego 4 i od innych wyróżnia go tylko niepozorna, pamiątkowa tablica. Dziś budynek otaczają chodniki, miejsca parkingowe i sporo zieleni.

Gdy 25 lutego 1977 roku wręczano pierwsze klucze do mieszkań, do bloku trudno było się dostać. Ludzie brnęli w błocie, a pomiędzy klatkami leżały dziesiątki desek, choć i on niewiele pomagały, więc przezorni wyposażyli się w gumofilce.

Jako pierwsza klucze do mieszkania odebrała Czesława Krokoszyńska, działaczka młodzieżowa z Wojewódzkiej Spółdzielni Spożywców Społem. Potem przydziały dostali Henryk Zasuwa, wtedy pracownik Opolskiej Fabryki Domów, która stawiała osiedle, a także żona młodego absolwenta Wyższej Szkoły Inżynieryjnej Krzysztofa Wiechecia. Żadna z tych osób już w bloku przy dawnej ulicy Janka Krasickiego nie mieszka.

- Bardzo stare dzieje, ale nadal z wielkim sentymentem je wspominam. A wie pan, że tak naprawdę to wcale nie nasz blok miał być tym pierwszym? - pyta Krzysztof Wiecheć, który był potem posłem, radnym, a teraz jest prezesem klubu koszykarskiego Stal Brzeg.

Bo klatka się zawaliła

Zdzisław Oszańca: - Swojego mieszkania na dawnym ZWM-ie nie zamieniłbym już na żadne inne.
Zdzisław Oszańca: - Swojego mieszkania na dawnym ZWM-ie nie zamieniłbym już na żadne inne. Paweł Stauffer

Zdzisław Oszańca: - Swojego mieszkania na dawnym ZWM-ie nie zamieniłbym już na żadne inne.
(fot. Paweł Stauffer)

Choć do dziś

wielu opolan mówi na osiedle "ZWM", to tak naprawdę nosi ono imię Armii Krajowej. Nadanie nazwy odbyło się w 2008 roku w dziwnych okolicznościach. Mieszkańcy wciąż woleli starą nazwę, ale prezydent Ryszard Zembaczyński skorzystał z przysługującego mu prawa i w drodze zarządzenia nadał osiedlu nową nazwę. Pod starą osiedle jest znane w całej Polsce, a to za sprawą komiksu "Wilq" autorstwa Tomasza i Bartosza Minkiewiczów, którzy dziś mieszkają w Krakowie.

Pomysł zbudowania w Opolu wielkiego osiedla mieszkaniowego narodził się na przełomie lat 60. i 70. w zaciszach partyjnych gabinetów. Ówczesna władza chciała zaspokoić ogromny głód mieszkań, który był tym dotkliwszy, że opolan stale przybywało. Dziś tak dużych osiedli mieszkaniowych już się nie buduje, ale wówczas jak grzyby po deszczu powstawały w całej Polsce. Miały się składać z wielu tzw. jednostek mieszkalnych (bloki) z dużymi jak na tamte czasy mieszkaniami z kuchnią, łazienką i koniecznie wygodnym zsypem na śmieci. O tym, że potężne blokowisko to kumulacja wszelkich możliwych problemów społecznych i technicznych, nikt jeszcze wtedy nie myślał.

- Nie pomyślano też o dużej liczbie szerokich ulic, których brak odbija się teraz czkawką, bo trudno władzom spółdzielni pogodzić bezpieczny dojazd straży pożarnej do bloków z odpowiednią liczbą miejsc parkingowych - ocenia Krzysztof Wiecheć.

W 1977 roku samochód był jednak wciąż luksusem. Poza tym i tak nie miałby jak dojechać do pierwszego bloku na osiedlu.

- Tym pierwszym miał być budynek o numerze "dziewięć", zresztą na tej samej ulicy - wspomina Wiecheć. - Tyle że doszło tam do zawalenia się jednej z klatek schodowych, bo budowlańcy dopiero uczyli się stawiać bloki z płyt. Zdecydowano więc o oficjalnym przekazaniu kluczy lokatorom innego budynku. Nie mogło być żadnego poślizgu, miał być sukces i zapowiedź kolejnych, bo przecież dookoła budowano kolejne bloki, a w planach było największe w mieście osiedle.

Dla Romana Stypki przeprowadzka do mieszkania z balkonem była przed laty szczytem marzeń.
Dla Romana Stypki przeprowadzka do mieszkania z balkonem była przed laty szczytem marzeń. Paweł Stauffer

Dla Romana Stypki przeprowadzka do mieszkania z balkonem była przed laty szczytem marzeń.
(fot. Paweł Stauffer)

W pierwszym bloku zamieszkało w sumie ponad 60 rodzin, ale nie wszystkie od razu się wprowadziły. Zdzisław Oszańca - który w bloku mieszka do dziś - pamięta jak w czasie oficjalnej uroczystości otrzymał gratulacje z tytułu przydziału mieszkania, a potem wręczono mu woreczek z czymś, co na pierwszy rzut oka przypominało wymarzone klucze.

- Po zakończonej uroczystości rozeszliśmy się do mieszkań, ale zamiast klucza do drzwi w woreczku znalazłem patyk - śmieje się. - Myślałem, że to tylko ja tak miałem, ale za chwilę sąsiad przychodzi i też pokazuje mi patyk. Potem się okazało, że tylko jedna klatka w budynku była oddana na wysoki połysk i to właśnie ją pokazano naczalstwu z PZPR. Ja - podobnie jak wielu innych - tak naprawdę przydział i klucze dostałem dopiero po uroczystości. Dużo później też wszedłem do swojego mieszkania i od razu mnie zamurowało.

W dużym pokoju na podłodze leżała bowiem pokaźna sterta gruzu, a framugi od drzwi do kuchni tak się rozeszły, że nie można było nic z nimi zrobić.

- Za chwilę usłyszałem wrzask sąsiada, któremu spadł na nogi parapet na balkonie - opowiada Oszańca. - Potem, przy jakiejś wichurze, okazało się, że pomiędzy ramą okna a budynkiem były tak duże wolne przestrzenie, że wiatr poruszał mi firankami w pokoju. Nie miałem też przed dwa tygodnie wykładzin podłogowych, choć miały być one od początku jako wykończenie mieszkania. Ostatecznie mi je położyli, ale musiałem zmotywować ekipę dwoma butelkami wódki. Pomogło...

Oszańca otrzymał 3-pokojowe mieszkanie jako 25-letni pracownik Rafametu i mieszka na osiedlu do dziś. Nie zgadza się z zarzutami, że ZWM stało się nieciekawym miejscem.

- Do lasów w Turawie mam blisko, do teatru i kina w centrum rzut beretem, początki na osiedlu mieliśmy faktycznie trudne, ale teraz wiele się zmieniło i jest np. sporo zieleni - podkreśla lokator Oszańca.

Krzywe podłogi i nie tylko

Krzysztof Wiecheć też miał duże problemy z mieszkaniem. Do dziś wspomina, jak chciał zamontować mozaikę parkietową, tyle że wówczas wyszła na jaw największa fuszerka w dużym pokoju.

- Wylewkę podłogi robotnicy musieli zrobić chyba na oko, bo zamiast płaskiego prostokąta wyszła im jakaś wybrzuszona przestrzeń - wspomina. - Byłem uparty, mimo to próbowałem układać mozaikę, ale ostatecznie dałem za wygraną i położyliśmy dywan na podłodze. Długo nie mogłem na niego patrzeć, bo cały czas przypominał mi krzywą podłogę. Przy swoim mieszkaniu pracowałem około miesiąca, inni też stale coś poprawiali. Bez tego mieszkać się tam nie dało.

Inaczej pierwsze chwile w mieszkaniu na osiedlu ZMW pamięta Roman Stypka.

- Były jakieś niedoróbki, ale przede wszystkim była radość, że wreszcie mamy coś własnego i nie trzeba już palić w piecu, bo wszystkie bloki miały centralne ogrzewanie - wspomina Stypka, który wówczas był pracownikiem Opolskiej Fabryki Domów. - Mieszkania nie dostałe jednak z tego tytułu, że pracowałem w przedsiębiorstwie, które osiedle budowało. To był przydział poprzez miejską radę narodową. W latach 70. mieszkałem razem z rodziną w małej klitce w Opolu na ulicy Zielonogórskiej, gdzie cały czas były problemy z dymiącym do środka piecem.
Pan Roman przyznaje, że początki na osiedlu były trudne, a pierwszy sklep spożywczy dla mieszkańców bloku uruchomiono w barakowozie.

Z czasem jednak warunki poprawiały się i to na tyle, że wielu opolan zaczęło mieszkania na ZWM-ie zazdrościć.

- Teraz szczytem marzeń są pieniądze, a wtedy było mieszkanie - wzdycha Zdzisław Oszańca, kolejny mieszkaniec bloku. - Ja, żeby dostać większe "M", musiałem się ożenić, a także wpłacić 15 tysięcy złotych spółdzielni. Identyczną sumę dołożył mi mój zakład pracy, a dodatkowe pieniądze wyłożyło państwo.

Krzysztof Wiecheć przypomina sobie, że on mieszkanie dostał dzięki wkładom zgromadzonym na dwóch lub trzech książeczkach mieszkaniowych.

- ZWM powstawał nie tylko w nowym systemie wielkiej płyty, ale zaprojektowano w nim dużo większe i znacznie bardziej ustawne mieszkania niż na Chabrach czy w wieżowcach na placu Konstytucji. Dlatego mimo że upłynęło już blisko 40 lat, mieszkania szczególnie na najstarszej części osiedla mają dobrą opinię - przekonuje Wiecheć.
Być może miałyby jeszcze lepszą, gdyby budowę osiedla zrealizowano tak, jak zaproponował to katowicki architekt Janusz Grzegorzak. Obecną zabudowę miało uzupełniać m.in. kilkanaście garaży wielopoziomowych, zespół otwartych basenów (potem planowano aquapark), kino oraz dodatkowa pętla autobusowa. Niestety, tych pomysłów - poza jednym garażem wielopoziomowym - nigdy nie zrealizowano. Co więcej, dopiero w latach 90. zaczął powstawać park, w którym do dziś brakuje ubikacji, bo zaplanowana kawiarnia też została wyłącznie na papierze.

Jeszcze kilka lat temu w wielu mediach straszono, że budynki z wielkiej płyty - a takie stoją na ZWM-ie - same się rozpadną. Tymczasem wbrew dosyć częstej opinii PRL-owskie bloki spokojnie wytrzymają kilkadziesiąt lat. Jak wynika z badań prowadzonych przez naukowców, mieszkańcy wieżowców, które projektował Janusz Grzegorzak, nie mają się czego obawiać. Co więcej, jeżeli chodzi o standardy konstrukcyjne, są bezpieczne. Fuszerki sprzed lat już dawno zostały usunięte.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska