Agnieszce Czerwińskiej, najsłynniejszej polskiej modelce size plus - napluto w twarz. Chłopak, który to zrobił powiedział jeszcze: Widziałem cię, grubasko, na lansiku! To było, gdy ruszała z projektem Big Beautiful Women (sesja dla brzydkich - we własnym mniemaniu - grubasek, które przed obiektywami okazywały się pięknymi kobietami). Więc znano ją z prasy, telewizji, internetu. Stała się osobą publiczną. I to była nowa jakość
- Od dzieciństwa przyzwyczaiłam się, że duży człowiek wzbudza u przechodniów agresję - mówi Agnieszka. - Ale ten wybryk z opluciem to było wyjątkowe zdarzenie. U Polaków widok menela w kałuży moczu nie wzbudza tak dużej złości jak widok osoby w rozmiarze XXL. Doświadczyłam tego.
Agnieszka pozuje od kilku lat, przełamała tabu dotyczące udziału osób puszystych w pokazach mody i w sesjach fotograficznych. Teraz chce zacząć nowy etap: - Dojrzałam do tego, aby założyć własną agencję modelek i modeli w dużym rozmiarze. To ma przyszłość - mówi.
Pokazy kłamią
Najpierw była fala krytyki wobec modelek o rozmiarach mniejszych niż zero, niektóre anorektyczne modelki wylatywały nawet z pracy. Ale wciąż na wybiegach stroje prezentują patykowate piękności, ewentualnie po chirurgicznym zaokrągleniu piersi i pośladków. Równolegle - coraz mocniejsza jest moda na naturalne dziewczyny noszące większe rozmiarówki.
Okładkę czerwcowego włoskiego "Vogue'a" zdobi modelka size plus. Piękna Australijka Robyn Lawley zawsze chciała chodzić po wybiegach i pozować fotografom, ale poza piękną buzią miała też okrągłe kształty… więc zaczęła karierę od odchudzania się.
Doprowadziła się do skrajnego wycieńczenia i bulimii, ale zrealizowała kilka nieźle płatnych kontraktów. Potem zrobiła przerwę, wróciła do pierwotnych kształtów i o dziwo - zaczęła dostawać więcej i lepiej płatnych propozycji sesji niż przedtem. W rozmiarze XL jest jej do twarzy. Sesje Robyn trafiają często do australijskiego "Cosmopolitana" czy "New Look".
- Może włoski "Vogue" zrobił przełom. Mam nadzieję, że dzięki liczącym się modowym pismom, które stale będą dawać takie sesje jak ta Robyn Lawley, dojdzie do zmian - mówi Agnieszka.
- Tym bardziej że firmy produkują odzież dla przeciętnych, a nie wyjątkowo chudych kobiet - zwraca uwagę Aleksandra Wiśniewska, właścicielka wrocławskiej agencji modelek Maxi Look, w której pracują dziewczyny od rozmiaru 40 wzwyż:
- Polacy są coraz grubsi, więc zleceń będę miała coraz więcej. Już teraz pojawiają się na polskim rynku takie nowinki jak na przykład firmy produkujące elegancką, zmysłową bieliznę, tylko w rozmiarze XL. Właśnie skończyliśmy dla nich robić katalogową sesję fotograficzną - dodaje. - Coraz więcej producentów rozumie, że nie ma sensu upinać szpilkami na modelkach w rozmiarze 34 strojów o rozmiarze 40 czy 42. Należy ubrania prezentować na osobach, na które są szyte, a nie na parę razy chudszych! To tak, jakby modę dla businesswomen prezentować na nastolatce. To nie jest ani prawdziwe, ani przekonujące.
Bo w ławce się nie mieści
Zdjęcia z sesji modelek z wrocławskiej agencji pokazują piękne i pełne seksu kobiety. To jeszcze nie są artystyczne kreacje z "Vogue'a", ale modelki w budzących zmysły koszulkach, halkach i peniuarach wyglądają atrakcyjnie. Niejedna atrakcyjna dziewczyna pozazdrościłaby im seksapilu.
Sama szefowa agencji ma rozmiar 52 (dla porównania - na typowych modelkach wisi strój w rozmiarze 34), a firmę założyła, by to, co miało być początkowo zabawą, zamieniło się w profesję.
- Kilka lat temu dla żartu z koleżanką zorganizowałam pokaz mody dla dziewczyn takich jak my, czyli puszystych. Sama chodziłam po wybiegu, poczułam wówczas tę adrenalinę: strach, że się wywrócę, złamię obcas, rozpruje mi się suknia… - mówi - A potem były brawa i aplauz. I pytania, kiedy następne pokazy. Więc trzeba było skończyć z amatorszczyzną i założyć agencję.
Ładne dziewczyny nie obrażają się na określenie "grubaski". Każda podczas rozmowy podkreśla, że dobrze się czuje w swoim ciele, akceptuje je i jest świadoma swej urody. Nie zawsze tak było. Najgorsze czasy to te szkolne, gdy były nastolatkami. - Wytykano mnie palcami. Jak się z kimś kłóciłam, to argumentem "jesteś gruba, a więc głupia" usiłowano zbić moje - wspomina modelka Katarzyna Garbowska. - Ten chwyt poniżej pasa był dowodem na słabość przeciwnika, ale zwykle kończył dyskusje.
Agnieszka Czerwińska jako nastolatka słyszała, że jest pasztetem i żeliwem. A gdy wysłała do paru fotografów mody, w tym znanych, pytanie o możliwość zrobienia jej profesjonalnych sesji - wielu z nich ją wyśmiało i kazało wstydzić się pomysłu. Napisała do jedenastu i tylko jeden odpowiedział: spróbujemy. Zrobili razem sesję.
- To zmieniło moje życie. Trudno było funkcjonować, nie tolerując własnego ciała - a tego nauczyło mnie otoczenie. Dzięki sesjom zrozumiałam, że puszysta kobieta też jest atrakcyjna - mówi.
Aleksandra Wiśniewska, właścicielka Maxi Look, jako nastolatka słyszała między innymi, że jest salcesonem. - Raz ktoś po prostu podszedł do mnie na ulicy i zapytał: "Nie wstyd ci z takim wyglądem wychodzić z domu" - wspomina. - Ot, taka polska uprzejmość. Teraz wiem, że ten ktoś chciał się moim kosztem dowartościować.
Paulinie Kuczewskiej, modelce, nawet niedawno zdarzyło się przeczytać na forum pod fotkami z jej sesji złośliwe komentarze internautów. Po numerze IP rozpoznała, że to… znajomi.
- Pewnie, że trudno przejść nad takimi sprawami do porządku dziennego - mówi. - I jest mi przykro, ale nie z powodu własnej osoby i swych kształtów, tylko z powodu ułomności tych, którzy takie komentarze piszą.
Po co diety?
Gruby w naszym społeczeństwie budzi niechęć i złośliwe przytyki. Ale gruby zadowolony z siebie i, co więcej, odnoszący sukcesy - to już powód, aby w niektórych aż zagotowało się od zawiści. Trochę trwało, zanim dziewczyny to zrozumiały. Wszystkie się więc kiedyś odchudzały.
Bo wokół były szczuplejsze, ładniejsze i zadzierające nosa koleżanki, bo nie było fajnych strojów w tym rozmiarze, bo chciały uciszyć złośliwe chichoty. Ciągnęły na dietach owocowych, warzywnych, prezydenckich, hollywoodzkich.
- Ubywało mi 2-3 kilo. A potem przybywało jeszcze więcej - mówi Paulina.
Dała spokój. Nie jest przecież chora, wręcz przeciwnie - jest wysportowana, zawsze dużo pływała. Zostawiła swoje ciało w spokoju - takim, jakie je stworzyła natura.
Podobnie Aleksandra Wiśniewska. - Chudłam, a potem był efekt jo-jo - mówi. - W końcu dałam spokój i jestem szczęśliwa, bo gdy się człowiek ciągle odchudza, to wyzwala się hormon stresu - koryzol, który najlepiej zagryźć czymś słodkim. Nie odchudzam się i… dzięki temu nie tyję!
Czuć się kobieco
Paulina pozowała, gdy była w ciąży. Jej portrety można zobaczyć we wrocławskim szpitalu położniczym. Poza tym wykorzystała swoje zdjęcia do kampanii reklamowej własnego biznesu - prowadzi we Wrocławiu kwiaciarnię. - Mam spore portfolio - mówi. - Pozowanie to moje hobby i póki jest okazja, korzystam.
Przed ciążą, przy wzroście 174 cm Paula ważyła 75 kilo. Po ciąży - 82 kg.
- I teraz mam więcej propozycji sesji! - uśmiecha się.
Katarzyna Garbowska pamięta swój pierwszy raz na wybiegu: - Najpierw był casting w agencji, o której dowiedziałam się z telewizji. Potem ćwiczenia w chodzeniu w butach na wysokich obcasach i wreszcie - pierwszy pokaz. To było w Galerii Dominikańskiej. Przyszli moi rodzice, dziadkowie, prawdziwi przyjaciele. Gratulowali. A ja zrobiłam to, co do tej pory znałam tylko z ekranu telewizora. - mówi. - Dzięki pracy modelki poznałam - na imprezach, gdzie agencja dawała pokazy - Krzysztofa Ibisza, Ewę Minge. Nie każdy ma taką możliwość.
Modelki size plus nie ukrywają, że najtrudniej było im zdecydować się na sesje w bieliźnie. Nie chodziło tylko o przełamanie własnego wstydu, ale o nabranie zaufania do swych kształtów oraz przekonania, że te krągłości są jednak seksy.
- Dopiero sesja bieliźniarska nauczyła mnie akceptacji własnego ciała - mówi Monika Grodzka. - To było jak magia. Fotograf zadbał o odpowiednią atmosferę, grała relaksująca muzyka. Gdy tylko wykonałam pierwsze zdjęcie - fotograf pokazał mi je. I wtedy zobaczyłam zupełnie inną siebie: nie było wałków, brzuszka... Zobaczyłam, całkiem niezłe ciało.
Kasia Garbowska patrzy teraz zupełnie inaczej na mijane na ulicy dziewczyny w jej rozmiarze: - Szkoda, że tak brzydko chodzą. Najczęściej ubierają się w spodnie, sportowe obuwie i maszerują niczym mężczyźni. A przecież uroda kobiety tkwi w jej chodzie, w tym, jak pięknie faluje biodrami. Po to mamy pupy, aby nimi kręcić - śmieje się.
Ona też kiedyś biegała w tenisówkach, jak chłopczyca. Ale odkąd jest modelką - zmieniła styl.
- Modelka size plus to modelka kobieca - podkreśla Aleksandra Wiśniewska. - A więc potrafiąca zaprezentować swe ciało, posiadająca umiejętność zgrabnego chodzenia na obcasach. To także modelka zadbana. Skóra musi być gładka i napięta. Cellulit? Prawie każda dziewczyna, także szczupła, go ma, ale moje modelki muszą mieć go maksymalnie wygładzony, są przecież do tego odpowiednie kosmetyki. No i muszą stosować zdrową dietę, czyli nie taką, od której się chudnie, ale taką, od której ma się mocne paznokcie, piękną cerę i błyszczące włosy.
Bo dziewczyny mają być zadbane i mieć w sobie - dosłownie - bardzo dużo piękna. z
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?