Pracuś jestem

Fot. Paweł Stauffer
Fot. Paweł Stauffer
Z Józefem Swaczyną, starostą strzeleckim, rozmawia Edyta Hanszke

Józef Swaczyna - urodził się w Błotnicy Strzeleckiej, po śmierci ojca (Józef miał wówczas 5 lat) mama wychowywała go surowo. Skończył zawodówkę w Zespole Szkół Zawodowych w Strzelcach Opolskich, a potem szkołę średnią w Opolu. Do nauki powrócił po wielu latach. Już jako samorządowiec w starostwie ukończył studium: prawo samorządowe przy Polskiej Akademii Nauk. Ponad 20 lat przepracował w budownictwie - w opolskiej OPBP 1. Wielokrotnie był zastępcą kierownika robót. Podkreśla, że wyższe stanowisko dla osób nie należących do partii było nieosiągalne. Jest żonaty z Gertrudą od 1977 roku. Ma trójkę dorosłych dzieci: synów Janusza i Krzysztofa oraz córkę Dominikę.

- Jak rodzina zareagowała na wieść o objęciu przez pana stołka starosty?
- Żona się chyba trochę zmartwiła (śmiech). Dotychczas rzadko bywałem w domu, a teraz obowiązków jeszcze przybyło. Czasami zarzuca mi, że jej w ogóle nie słucham. A to niekiedy prawda, bo ja już myślę, co będę robił jutro.
- Mógł pan dwukrotnie zostać wójtem Jemielnicy. Stanowiska w starostwie były bardziej pożądane?
- W swoim środowisku pracuje się trudniej. Mieszkam w Jemielnicy od 1977 roku, od ślubu, ale już dwa lata wcześniej razem z przyszłymi teściami zacząłem budować tam dom.
- Co jest pana największym atutem?
- Pracuś jestem. Dlatego zostałem samorządowcem - z braku zajęcia. Byłem już na rencie po latach pracy w budownictwie i rozrywało mnie, bo nie mogłem usiedzieć bezczynnie. Postanowiłem kandydować i wybrali mnie. W pierwszej kadencji byłem nieetatowym członkiem zarządu powiatu i już wówczas bywałem tu niemal codziennie, bo uważałem, że jak się dostaje pieniądze, to trzeba je odpracować.
- No to ma pan to, czego chciał: pracę od rana do wieczora...
- Średnio dwanaście godzin w tygodniu. Do tego dochodzą wyjazdy i spotkania służbowe w weekendy.
- Potrafi pan wypoczywać?
- Jeżdżę na rowerze, jak tylko mam ochotę i czas. A to w stronę Kielczy, a to do Kadłuba albo Kolonowskiego. Sprawdzam przy okazji drogi powiatowe: w jakim są stanie, jak pracują moi ludzie.
- To co to za wypoczynek? Pan jeździ na inspekcje!
- (Śmiech) Nie potrafię inaczej.
- A w domu pan wypoczywa?
- Siadam w ulubionym fotelu,
a obok mnie suczka Roki. Uratowałem szczeniaka przed śmiercią. Była najsłabsza z miotu, miała krótszą jedną łapkę i krzywy pyszczek. Jak zawiozłem ją na operację, to mocno się dziwili, że z takim psem tyle zachodu robię.
- Jest pan postrzegany jako dobroduszny, wręcz jowialny człowiek. Czy taki wizerunek nie przeszkadza w rządzeniu powiatem?
- Mówią, że jak ktoś jest wysoki, to ma gołębie serce (śmiech). Dla mnie za każdą sprawą stoi człowiek. Nie chciałbym, żeby na przykład moi pracownicy uciekali na boki, kiedy przechodzę korytarzem. Ale jak trzeba, to potrafię być stanowczy.
- Jaka jest mniejszość niemiecka w powiecie strzeleckim?
- Myślę, że nadaje kształt i powiatowi, i województwu. Przez 40 lat byliśmy niewidoczni. Teraz wychodzimy z cienia. Nie jesteśmy uwikłani w afery. Wydaje mi się, że mówimy jednym głosem.
- To dlatego wybraliście na nowego członka rady powiatu osobę, która uchodzi za posłuszną. Aniela Melson raczej nie miała w zwyczaju wypowiadać się na sesjach, a już na pewno nie wyrażała odmiennych opinii. I może z tego samego powodu nie zgłosiliście jako kandydata na to stanowisko Janusza Żyłki, który kilka razy "był nieposłuszny" na posiedzeniach rady?
- Zarzuty Janusza Żyłki na sesjach dotyczyły głównie polityki drogowej. Rozumiem, że on jest radnym reprezentującym Kolonowskie i stara się dbać o tę gminę, ale jest przede wszystkim radnym powiatu i tak jak wszyscy, musi mieć na uwadze całą ziemię strzelecką.
- Co pan sądzi o takich zachowaniach, kiedy koło DFK w wiosce pod Strzelcami organizuje dzień kobiet czy matki tylko dla swoich pań, we wsi pod Kolonowskiem święto tylko dla swoich dzieci, a w Rożniątowie DFK zamyka wyremontowaną toaletę, żeby jej dzieci z wioski nie pobrudziły?
- Mam nadzieję, że wszystkie takie sprawy się wyprostują. Nie wiem, skąd wynika takie myślenie, ale mogę podać pozytywne przykłady: w Jemielnicy otwarliśmy świetlicę, w której mogą się spotykać wszyscy, a gmina opłaca etat świetlicowej.
- Czego pan się boi najbardziej?
- Takiego poparcia, które dzisiaj jest, a jutro go nie ma. Żeby nie było ze mną tak jak z Jezusem w Niedzielę Palmową, że dzisiaj wznoszą palmy na wiwat, a jutro ci sami mnie ukrzyżują, choćby za szpital. Rząd nie znalazł pieniędzy na podwyżki dla pracowników i odpowiedzialność zrzucił na samorządy.
- Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska