Przeniesienie z dobrodziejstwem inwentarza

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Od kilku dni w opolskiej delegaturze NIK pracuje były poseł PSL i dyrektor Urzędu Wojewódzkiego Andrzej Borowski.

Jego przeniesienie do Opola było jedną z ostatnich decyzji ustępującego prezesa NIK Janusza Wojciechowskiego, także wywodzącego się z tej partii.

- Andrzej Borowski przyszedł do nas wraz z etatem, w sytuacji gdy mieliśmy już nadwyżkę zatrudnienia w stosunku do planu. Zrobiono wprawdzie korektę planu etatów, ale tylko o etat pana Borowskiego, a o ten drugi już nie. W związku z tym będę musiał kogoś zwolnić do końca roku. Jest mi ogromnie niezręcznie komentować tę historię, którą dostałem z dobrodziejstwem inwentarza. Nie mogę twierdzić, że pan Borowski przyszedł do Opola ze względów politycznych. Ktoś może tak wnioskować, ale ja od takiego komentarza się powstrzymuję - powiedział "NTO" dyrektor opolskiej delegatury NIK Jan Nawelski.
Andrzej Borowski zaprzecza, jakoby jego przeniesienie do Opola miało charakter polityczny. - Starałem się o to już od stycznia, więc gdyby prezes Wojciechowski chciał mnie przenieść jako partyjnego kolegę, nie musiał czekać z tym do lipca - mówi, ale przyznaje równocześnie, że cała sprawa może robić na bezstronnych obserwatorach wrażenie politycznego rozdania.
Borowski podkreśla, że jego przyjście do Opola nie spowoduje niczyjej dymisji, bo jego etatu zrzekła się na rzecz Opola delegatura w Warszawie. - Nigdy i w żadnym przypadku nie zabrałbym komuś miejsca pracy - podkreśla. Istotnie, Andrzej Borowski przyszedł do Opola wraz ze swoim etatem, trudno jednak zaprzeczyć, że przed jego pojawieniem się tutejszej delegaturze raczej etaty obcinano, niż je dodawano.
Obecnie Borowski jest w trakcie odbywania aplikacji kontrolerskiej, czyli szkolenia na kontrolera NIK, a jesienią będzie składał egzamin aplikacyjny. - Moim zadaniem jest znaleźć mu zajęcie - dodaje dyrektor Nawelski.
W NIK Andrzej Borowski - członek korpusu służby cywilnej - zatrudnił się w 1999 po zdymisjonowaniu go ze stanowiska dyrektora Urzędu Wojewódzkiego przez nowego wojewodę Adama Pęzioła. Został dyrektorem delegatury w Lublinie. Jego odejście stamtąd po zaledwie pół roku pracy owiane było mgłą niedomówień. "Nie jest złotem milczenie, które stwarza pole dla plotek i domysłów (...). Jeśli nawet eufemistyczny urlop Borowskiego jest profilaktyczny, bo nie ma jasności co do jego ewentualnych przewinień, to praktyczniej jest o tym powiedzieć" - pisał w maju 2000 roku lubelski "Dziennik Wschodni".

Pracy swego poprzednika ani okoliczności jego odejścia z NIK w Lublinie nie chce komentować obecny dyrektor tej delegatury. - Nie mam do tego upoważnień, przyszedłem, kiedy pana Borowskiego już tu nie było. Politykę kadrową prowadzi centrala w Warszawie - mówi dyrektor Marian Cichosz.
- Wiem, że była jakaś sprawa z samochodem. Ale raczej wiem z plotek niż z precyzyjnych informacji. Czy to była alfa romeo czy inne auto, czy p. Borowski chciał je tylko testować czy zakupić, prywatnie czy służbowo, nie pamiętam - mówi rzecznik NIK w Warszawie Małgorzata Pomianowska.
Borowski przyznaje, że popełnił niezręczność, jak twierdzi - nieświadomie. Z prywatnej firmy, po tym jak ukradziono mu samochód prywatny, wziął do testowania z zamiarem kupienia alfę romeo.

- To nie była żadna specjalna oferta dla mnie. Auto do testowania mógł wziąć każdy. Uznano jednak, że wobec tej niezręczności (pracownik NIK nie powinien się uzależniać od żadnej firmy) będzie lepiej, jeśli zmienię środowisko pracy - mówi. Zaprzecza, że przeniesienie do Warszawy było karną dymisją. - Formalnie za takie wykroczenie groziło mi tylko upomnienie. Sam odszedłem do Warszawy, gdzie o pracę już wcześniej się starałem, tym chętniej, że do Opola miałem teraz 300 km, a nie 420. Do mojej pracy nie było zastrzeżeń. Najlepszy dowód, że zachowano mi dyrektorskie uposażenie, choć zostałem teraz doradcą technicznym. Co najwyżej dla niektórych ludzi mogłem być w Lublinie nazbyt aktywny. W wyniku pracy kierowanej przeze mnie delegatury do dymisji podał się wojewoda, a niektóre sprawy ujawnione w wyniku kontroli w "Herbapolu" musiały zostać skierowane do prokuratury - uważa Andrzej Borowski.
Może budzić pewne wątpliwości, czy pracownik NIK odchodzący w nie do końca jasnych okolicznościach z jednej delegatury powinien od razu być zatrudniony w innej i czy za tą pobłażliwością nie stała także polityka. - Jestem pracownikiem mianowanym i zgodnie z ustawą miałem prawo do dalszego zatrudnienia - odpowiada Andrzej Borowski.

- Być może, pan Borowski tak wyjaśnił całą sprawę lubelską, że nie budziła zastrzeżeń, które dyskwalifikowałyby go do pracy w NIK - wyjaśnia rzecznik centrali w Warszawie i wyklucza, że związek ze sprawą może mieć wspólne Borowskiemu i prezesowi Wojciechowskiemu członkostwo w PSL.
Ile w przeniesieniu Andrzeja Borowskiego do Opola polityki, a ile kompetencji, mógłby z całą pewnością powiedzieć - gdyby zechciał - były prezes Janusz Wojciechowski. Niestety, wczoraj mimo uporczywych prób nie udało nam się z nim skontaktować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska