Ruszyli na czerwone koszary

Marek Synowiecki
Manifestacja miała pokojowy przebieg i poza drobnymi incydentami  (jednemu z żołnierzy radzieckich ściągnięto czapkę, ale manifestanci zaraz ją oddali i przeprosili) przebiegła spokojnie.
Manifestacja miała pokojowy przebieg i poza drobnymi incydentami (jednemu z żołnierzy radzieckich ściągnięto czapkę, ale manifestanci zaraz ją oddali i przeprosili) przebiegła spokojnie. Marek Synowiecki
25 lat temu brzeżanie zorganizowali manifestację, która doszła pod bramę radzieckiej jednostki. - A potem odwiedzili nas w szkole rosyjscy oficerowie - wspomina Mariusz Sokołowski.

Precz z sowiecką okupacją, Sowieci do domu, Soviet go home - transparenty tej treści towarzyszyły manifestantom, którzy 22 lutego 1990 roku o godzinie 15.30 wyruszyli spod brzeskiego ratusza.

- Uczestnicy wiecu - młodzież w wieku 14-19 lat - zebrała się w rynku, a następnie po piętnastu minutach w zwartej grupie przeszli ulicami Staromiejską, Marchlewskiego [dzisiejsza AK], Robotniczą na ulicę Wolności, gdzie stacjonuje jednostka armii radzieckiej - relacjonował w szyfrogramie wysłanym do Warszawy mjr J.Peczeniuk, naczelnik Wydziału Ochrony Konstytucyjnego Porządku Państwa z opolskiej Służby Bezpieczeństwa, która pilnowała manifestantów.

Przemarsz pod Czerwone Koszary, jak nazywano kompleks przy ul. Wolności, zorganizowała Solidarność Walcząca, ale w Brzegu w przygotowania zaangażowali się przede wszystkim uczniowie szkół średnich z Ruchu Młodzieży Niezależnej. - Była to bardzo mocna grupa z naszego Liceum Ogólnokształcącego, a także z Zespołu Szkół Spożywczych przy ul. Młynarskiej, łącznie około 12 osób - wspomina Mariusz Sokołowski, wówczas maturzysta, potem radny miejski, a dziś radca prawny. - Dziś może ktoś powiedzieć, że co to była za odwaga, przecież mieliśmy już wolną Polskę. Ale to nie prawda - ciągle działało SB, w Brzegu rządziła rada narodowa, bo wybory samorządowe miały być dopiero w maju, a Sowieci wcale nie myśleli o opuszczeniu Polski i liczyli, że zostaną tu jeszcze wiele lat.
Na dowód przytacza historię, która miała miejsce cztery dni po marszu na Czerwone Koszary.

- Do naszego liceum przyszło trzech oficerów, prawdopodobnie GRU, czyli ich wywiadu, i podali większość naszych nazwisk, organizatorów manifestacji - m.in. moje, Adama Harłacza i Roberta Bukowskiego! - opowiada Sokołowski. - Chcieli porozmawiać, ale powiedzieliśmy naszej dyrekcji, że odmawiamy i poszli sobie. Potem mieliśmy jeszcze sporo nieprzyjemności w szkole, ktoś za nami chodził, była nawet próba pobicia. Ale z perspektywy lat jestem dumny z tego, że uczestniczyłem wtedy w walce o wolną Polskę, bez obcych wojsk.

Po pierwszym przemarszu był kolejny, bardziej liczny, 17 września 1990 roku, a 13 grudnia młodzież zorganizowała pikietę z blokowaniem wjazdu do "szarych koszar" przy ul. 1 Maja. Ostatnią antysowiecką demonstracją była ta ze stycznia 1991 roku, kiedy manifestanci solidaryzowali się z Litwinami, którzy właśnie walczyli o swoją niepodległość.

- Chciałbym wymienić kolegów - dodaje Mariusz Sokołowski - którzy 25 lat temu byli najmocniej zaangażowani w organizowanie przemarszu: Marek Kościński (dziś ksiądz) i Kazimierz Nawrocki ze szkoły przy ul. Młynarskiej, a także licealiści: Adam Harłacz, Robert Bukowski, Marek Kowalik, Sławomir Krawczyk, Radosław Lenarczyk. Spełniają się dziś w wolnej Polsce jako przedsiębiorcy, lekarze, menedżerowie, prawnicy czy inżynierowie, a wówczas wykazali się odwagą i zaangażowaniem, za co warto ich docenić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska