Sanocki. Aparat polityczny

Joanna Forysiak
- Sanocki wyznaje zasadę: nieważne, dobrze czy źle, byle się o nim mówiło - twierdzą jego przeciwnicy.
- Sanocki wyznaje zasadę: nieważne, dobrze czy źle, byle się o nim mówiło - twierdzą jego przeciwnicy.
Przeciwnicy mówią: Oczy ma szalone jak u Macierewicza. Przegrał wybory na burmistrza, w zarządzie powiatu był trzy miesiące. Czy to koniec ery Sanockiego?

Pracę w zarządzie Janusz Sanocki zaczął od fajerwerku: wniosku o odwołanie Norberta Krajczego, dyrektora ZOZ w Nysie. Efekt? Dwie manifestacje pracowników szpitala, trochę rozgłosu w mediach.
- Sanocki wyznaje zasadę: nie- ważne, dobrze czy źle, byleby się o nim mówiło - twierdzi jeden z przeciwników.

Ale dla starosty Adama Fujarczuka tego rozgłosu było trochę za dużo. Ponoć sam przyszedł do opozycji zaproponować nową koalicję, już bez ludzi Sanockiego z Ligi Powiatu Nyskiego i jej odłamu, Komitetu Obywatelskiego Ziemi Nyskiej.
- Nasza koalicja była krótka, trudna i burzliwa - ocenia starosta. - Ale największym problemem był fakt, że część informacji z posiedzeń zarządu znajdowało się później na łamach "Nowin Nyskich".

Janusz Sanocki znów "uciekł do przodu" - nie dał się odwołać, w piątek sam złożył rezygnację.
- W powiecie jest byle jakie administrowanie, celebrowanie przesunięcia 60 zł z jednego paragrafu na drugi, zarząd nic nie robi. Przechodzę do opozycji, a bo to pierwszy raz? - komentuje.

Janusz Sanocki w Wikipedii: ur. w 1954 r., we wrześniu 1980 został przewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego "S" Ziemi Nyskiej. 13 grudnia 1981 r. internowany, w 1985 r. spędził pół roku w więzieniu za działalność podziemną. Jako ekspert od budownictwa mieszkaniowego brał udział w obradach Okrągłego Stołu. W 1991 został członkiem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, później Unii Polityki Realnej. W 1993 założył Ligę Nyską i przejął "Nowiny Nyskie", tygodnik ukazujący się w mieście od 1947 r. - jak głosi napis na winiecie.
Od dwunastu lat związany z ruchem na rzecz jednomandatwych okręgów wyborczych (JOW). Radny miejski od 1994, w latach 1998-2001 burmistrz Nysy.
Internauci na portalu nysa24.pl:

- Tak na dobrą sprawę Sanockiemu można zarzucić tylko to, że ciągnie do władzy wszelkimi sposobami i zmienia poglądy jak wiatr zawieje (prognozuję, że teraz będzie liberałem).
- Sojuszników zmienia jak rękawiczki, pamiętam jak dla ratowania stołka burmistrza przymilał się do komuchów.
- Zwierzę polityczne, ale charakteropata - mówi anonimowo jego nyski znajomy. - Przywódca, który nie znosi sprzeciwu. Chciał rządzić, nawet siedząc w kryminale. Internowani mówili: nie udał się Nysie ten przewodniczący "Solidarności".
I zwolennicy, i przeciwnicy jednym głosem oceniają: nietuzinkowy, charyzmatyczny, odważny, inteligetny, kontrowersyjny, żywiołowy, nie liczy się ze słowami, zawsze musi mieć wroga, sam sobie go szuka.

Janusz Sanocki o sobie: - Ja jestem taki szczupak w stawie, który przegania rybki. Taka osoba nie musi być lubiana. I jestem indywidualistą, bo nie chodziłem do przedszkola. Za wczesne socjalizowanie jest niedobre dla dzieci, boją się wypowiadać, odważnie bronić swojego zdania.
- Jak zneutralizować Sanockiego? - zastawia się jeden z jego przeciwników. - Zabrać mu gazetę.
Kiedy był burmistrzem, błyszczał. W pierwszym dniu urzędowania zdjął lewicowego komendanta straży miejskiej.
- Nto kłamie, a radio łże, a zwłaszcza Radio Opole - powitał media na pierwszej konferencji prasowej z właściwym sobie poczuciem humoru. I już było wiadomo, że ta kadencja nudna nie będzie.
Po czym przyznał, że jest na diecie optymalnej, dlatego podczas posiedzeń zarządu gminy jego członkowie zjadają 3 kg kabanosów (kupowanych z funduszu reprezentacyjnego urzędu), zamiast niezdrowych ciastek czy szkodliwych pomarańczy.

W 2000 roku Janusz Sanocki stwierdził, że muzyka rockowa to przyczyna alkoholizmu i narkomanii wśród młodzieży oraz zapowiedział, że nie zezwoli na to, by w mieście zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Stworzył fundację Nysa-Dzieciom zwaną "orkiestrą Sanockiego". Która swój finał organizuje w tym samym dniu co WOSP. I tak od siedmiu lat, przy coraz większej aprobacie mieszkańców.
Awuesowska marszałek Senatu Alicja Grześkowiak, zwiedzająca Opolszczyznę, przekonała się, że spożywanie obiadów w Nysie może się skończyć niestrawnością. A to dlatego, że burmistrz zaczął z nią rozmowę o jednomandatowych okręgach wyborczych.

Wiesław Michoń z Ligi Nyskiej, ówczesny członek nyskiego zarządu: - Janusz zapytał ją, co sądzi o JOW i wytknął, że AWS obiecywała ich wprowadzenie. Grześkowiak się oburzyła: - Co pan mi tu będzie wypominał! Po czym stwierdziła, że płaci za obiad. - Niech płaci! - powiedział. Tylko Sanockiego na to stać.
Wywołał awanturę, którą dziś Michoń komentuje ze śmiechem.
- Nic takiego jej nie powiedziałem - tłumaczył Janusz Sanocki w maju 2001 r. - Zapytałem tylko o wysoki poziom histerii pani marszałek.
Chór zwolenników: - Czy kiedykolwiek w Nysie zrobiono więcej niż za jego czasów? Dwa razy prawybory, które nas rozsławiły na całą Polskę, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa, wysypisko, pierwsze w kraju obligacje gminne na budowę mieszkań komunalnych, 300 postawionych mieszkań...

- Obserwowałem jego poczynania, to był w Nysie autorytet, mój idol - mówi Piotr Lisowiec, związkowiec w ZOZ, w Lidzie Nyskiej na wylocie, choć formalnie jeszcze członek. - W mieście była stagnacja, a tu facet miał wizję, coś robił. Wybudował kolektor, żeby chronić jezioro, które wcześniej było ściekiem. Pozwolił ludziom wykupić mieszkania za 15 procent wartości, zaczęły się tworzyć wspólnoty. Spełniał to, co mówił.

Incydent z marszałek Grześkowiak był początkiem końca burmistrzowania Sanockiego. 23 maja 2001 r. został odwołany z funkcji po raz pierwszy. Procedurę powtarzano czterokrotnie, do skutku. W październiku tego samego roku, gdy Sanocki na krótko wrócił do władzy, zorganizował happening z wąglikiem. Dostał list z pogróżkami utytłany w białym proszku, rozerwał kopertę, wysypał zawartość na stół, po czym ręką zmiótł ją do kosza. Jak się później okazało, w kopercie była mąką ziemniaczana.
W następnej kampanii wyborczej też szarżował. Kiedy na jego głównego konkurenta wyrósł Marian Smutkiewicz z Warszawy, były dyrektor FSO, w radiu jako płatne ogłoszenie wyborcze poleciała piosenka: "Nyso, Nyso, Smutek zagraża ci znów (...) Wróć do Warszawy, Maniek, włóż kapcie emeryta, daj spokój i kwita".
Gdy obaj panowie spotkali się w drugiej turze, w Nysie mówiło się: mamy wybór między dżumą a cholerą. Przeciwnicy namawiali: głosujcie nie na Smutkiewicza, ale przeciwko Sanockiemu. I tak się stało.

Wiesław Michoń: - Janusz ma zaciekły elektorat negatywny, głównie z SLD, bo niejednemu naruszył interesy. Mówiłem mu: przestań ich ruszać, nie wyciągaj z grobu czerwonych zombie. Ale on jest bezkompromisowy.
Miarą tego, jak wielkie emocje Sanocki budzi na lewicy, jest zdarzenie sprzed kilkunastu lat. Podczas sesji radny SLD krzyknął do oponującego mu Sanockiego: Ty psi ch...
I tak zrodziła się kolejna nyska legenda.

Czy Sanocki ma zalety?
- Tak, i to takie, które górują nad wadami - zapewnia Jan Kanonowicz, przedsiębiorca, radny Ligi. - Na przykład ma logiczną, przejrzystą, spójną wizję gminy.
Michoń wspomina ich pierwsze spotkanie w 1994 r. w drodze na konferencję JOW.
- Pamiętam jak dziś, zaczęliśmy rozmawiać o... literaturze rosyjskiej - opowiada. - Janusz jest oczytany, ma świetną pamięć, cytuje wiersze klasyków, Słowackiego, Mickiewicza.

Skupił wokół siebie młodzież. W grupie jest Piotr Smoter, rocznik 1980, szef akcji Nysa-Dzieciom, od trzech miesięcy gminny radny. Smoter mówi, że się przyjaźnią.
- Z grupą młodzieży spotykamy się w czwartki w redakcji "Nowin" - opowiada radny. - Dla gimnazjalistów ta znajomość jest atrakcyjna, bo Sanocki mówi niestandardowe rzeczy, jak Korwin-Mikke, nie jest tradycjonalistą jak Giertych. Przy okazji słuchają piosenek Kaczmarskiego, a nie techno.
Dyskutują o karze śmieci, ewolucji, psychologii społecznej, II wojnie. Czytają Grudzińskiego, Ziemkiewicza, Łysiaka i "Sąd nad Darwinem" Johnsona.
- Te spotkania pana Janusza odmładzają, świetnie się bawi - ocenia Smoter. - Gdyby miał przebywać w środowisku tylko starszych kolegów, to by była dla niego katastrofa.

Przez ostatnie cztery lata Janusz Sanocki był szefem komisji finansów, szarą eminencja magistratu, faktycznie rządził w radzie. Wrócił też do dziennikarstwa w "Nowinach". Ale to nie do końca było to.
- Jego marzenie to być burmistrzem - mówi Jan Kanonowicz.
Nie przestał być kontrowersyjny. Pokłócił się ze swoim wieloletnim przyjacielem, jeszcze z celi dla internowanych, Januszem Smagoniem. Ten były wiceprzewodniczący Ligi Nyskiej przeszedł do PiS, po czym zaczął bronić Mariana Smutkiewcza.

- Smagoń uzależnił się od burmistrza - wyrzekał Sanocki. - Od czterech lat zajmuje się tylko jeżdżeniem na rowerze do Czech.
Janusz Smagoń: - Powiedział, że mnie wykończy tak, że będzie to pamiętać jeszcze moje piąte pokolenie. Więc nie chcę mieć z tym panem nic wspólnego. Oczywiście, że mi żal. Taki talent opozycyjny, a tak potrafi sam siebie zniszczyć. Mogę mu tylko współczuć.
A to w roli reportera z aparatem pojechał na sesję powiatu do Korfantowa i napotkał wychodzącego z baru ówczesnego radnego Ryszarda Tuszyńskiego. Zaczęli się szarpać. Obaj oskarżają się wzajemnie o pobicie, sprawa jest w sądzie.
- Znam go od dziecka, mieszkaliśmy na jednej ulicy - mówi Tuszyński. - Ma swoje wizje świata, dużo energii, ciekawe pomysły. Ale jakoś nie może do nich przekonać ludzi. Byłby dobrym generałem, w wojsku się nie dyskutuje.
Piotr Lisowiec: - Zawsze byłem tylko szeregowym członkiem Ligi. Od dwóch lat zacząłem się przyglądać, dlaczego odchodzą od niego ludzie zaufani, przyjaciele. Odkąd stanął przeciwko dyrektorowi ZOZ, w moich oczach wiele stracił. Wciąż myśli, że jest w latach 80., a teraz konflikty rozwiązuje się przez rozmowę, nie walkę.

Środa, Janusz Sanocki siedzi za długim stołem konferencyjnym w swoim redakcyjnym gabinecie. Pachnie ciastem. Jest rozczarowany pracą w zarządzie powiatu.
- Po co tam poszedłem? Bo myślałem, że wygram wybory na burmistrza - przyznaje. - Czy przeszarżowałem w czasie sprawowania tej funkcji? Rzeczywiście szarżowałem, bo szansa dla Nysy jest w bardzo radykalnym działaniu, inaczej wymrze, grozi jej degradacja. Bronię moich decyzji, łącznie z najbardziej spektakularnymi, nie robiłem tego z mściwości.
Sanocki przyznaje: - Moja szansa minęła, burmistrzem już nie będę, w wyborach bezpośrednich nie przeskoczę drugiej tury. Jeden z moich celów to wychować burmistrza, który by miał moje radykalne umiejętności, ale był akceptowany społecznie i nie miał wrogów - mówi.
Zwolennicy dziwili się, co robi w powiecie.
- Chyba sam tego nie wie, to nie jest miejsce pod jego zasoby energii - ocenia Jan Kanonowicz.
- Oczywiście, że się tam nudzi - dodaje Wiesław Michoń. - On musi mieć zajęcie, spokojnie nie ustoi.

Starosta Fujarczuk spodziewa się, że Sanocki będzie twardym i trudnym opozycjonistą. Ale czy to koniec jego kariery w samorządzie?
- Nie, wciąż jest radnym, ma wgląd do dokumentów starostwa - mówi.
Romuald Kamuda, sekretarz powiatu: - Teraz jest w defensywie, a tam źle się czuje. Ale jak ktoś myśli, że to koniec Sanockiego, to się grubo myli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska