Tajemnice leśnego snajpera. Dlaczego chciał zabić spokojnego biznesmena?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Piotr B. przyznał się do winy. Sąd w Prudniku aresztował go tymczasowo na trzy miesiące.
Piotr B. przyznał się do winy. Sąd w Prudniku aresztował go tymczasowo na trzy miesiące. Damian Wicher, Tygodnik Prudnicki [O]
Piotr B. kilka razy ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości, lubił schowki, leśne kryjówki, kochał broń. Siedział, wychodził i wracał do złodziejstwa. Teraz postanowił zabić. Policja kilka razy przeszukiwała jego dom w Burgrabicach, przepisany dla niepoznaki na córkę. Dopiero przy ostatnim przeszukaniu odkryli, że B. miał kryjówkę w stropie na piętrze.

6 kwietnia, środa, tuż przed godziną 8. Nowe osiedle domów jednorodzinnych na obrzeżach Głuchołaz. 65-letni Zbigniew J. wsiada na podwórzu do swojego samochodu. Jak zawsze o tej porze jedzie do kantoru w centrum miasta, prowadzonego przez swoją rodzinę. Codziennie to on otwiera kantor, wystawia na ulicę tablicę z cenami. Zbigniew J. jedzie wolno szutrową drogą. Obok jego domu jest zarośnięta, niezabudowana posesja. Z krzaków wychodzi mężczyzna trzymając karabin. Podobno napastnik położył na drodze jakąś przeszkodę, żeby zmusić kierowcę do zatrzymania. Pada strzał. Kula przebija szybę i trafia Zbigniewa J. w klatkę piersiową. Amunicja używana do polowania robi w organizmie dużo większe spustoszenie niż zwykła kula. Napadnięty mężczyzna nie traci przytomności. Naciska na gaz, wyjeżdża na główną drogę. Jedzie zygzakiem, od krawężnika do krawężnika. Po około kilometrze, na ul. Kraszewskiego gwałtownie skręca i wjeżdża w płot. Ciągle jest przytomny. Bardzo krwawi, pierwszym świadkom mówi, że ktoś wyszedł mu przed auto i strzelał do niego. Lekarz pogotowia wzywa do rannego śmigłowiec, który zabiera ofiarę do specjalistycznego szpitala we Wrocławiu. Do dziś Zbigniew J. jest w stanie śpiączki.

Godzina 10. To samo osiedle. Robotnicy pracujący na budowie jednego z domów widzą mężczyznę, który w krzakach przebiera się w ubranie moro. Krzyczą do niego. Na ich widok nieznajomy ucieka przez pole w stronę miasta. Policja ściąga do Głuchołaz znaczne posiłki i zaczyna akcję przeszukiwania samochodów wyjeżdżających z miasta.

Czwartek 7 kwietnia, 8 rano. Policja ściąga ponad stu ludzi z psami, długą bronią i noktowizorami w rejon ul. Kolonia Jagiellońska w Głuchołazach. Kilkaset metrów dalej, już za granicą państwa, wspierają ich policjanci z Czech. W gęstym młodniku, około stu metrów za ostatnimi zabudowaniami, policjanci natrafiają na legowisko ze styropianu i folii. Jego lokator próbuje uciekać, ale zostaje zatrzymany. Jeszcze przez cały dzień trwa przeczesywanie okolicy w poszukiwaniu broni.

Resztki legowiska można znaleźć w zaroślach jeszcze dziś. Wyrzucone kartony po mleku, skorupy od orzechów, papierki po czekoladzie. Resztki apteczki samochodowej. Ślady wskazują, że mieszkaniec szałasu spędził tu kilka dni. Ukrył się w krzakach dzień wcześniej, już po strzelaninie, do której doszło zaledwie kilometr dalej.
Mroczna przeszłość

Piotr B., który został zatrzymany w Głuchołazach, w piątek 8 kwietnia usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkich obrażeń ciała. Przyznał się. Został tymczasowo aresztowany.

B. ma 34 lata i bogatą przeszłość kryminalną. Pochodzi w wioski pod Bolesławcem na Dolnym Śląsku. Z wykształcenia fryzjer. Od lat bez stałej pracy. Twierdził, że dorabia dorywczo. Drobny, niewysoki. Ludzie, którzy go znają, mówią, że często się uśmiechał. Jeden z policjantów, którzy przed rokiem prowadzili inne śledztwo w jego sprawie, powiedział: Rozmawiałem z nim. Interesujący człowiek.

Pierwszy raz przed sądem Piotr B. stanął, mając 20 lat. Własną matkę potraktował nożem, powodując niewielkie obrażenia ciała. Poza tym skazywano go za wielokrotne kradzieże i posiadanie broni gazowej bez pozwolenia. Gdy miał lat 21, usłyszał wyrok za kradzież z włamaniem, a potem za kolejne włamanie i posługiwanie się fałszywymi dokumentami. Pierwszy raz trafił do więzienia.

W 2007 roku B. ożenił się. Urodziła mu się córeczka. Mężczyzna przyjął nazwisko swojej żony. Wtedy też kupili niewielki domek w Burgrabicach w gminie Głuchołazy. Trafili w internecie na tanią ofertę, bo poprzedni właściciele wyjeżdżali do Anglii. W Burgrabicach bywali jednak bardzo rzadko.

Próba ustatkowania się nie wyszła. Sąd w Bolesławcu znów skazał Piotra B. za włamanie na dwa lata więzienia. Potraktowano go surowiej za powrót do przestępstwa. Trafił za kraty na dłużej.

W 2013 roku rozstał się z żoną i znów zaczął rozrabiać. W styczniu 2014 roku usłyszał w sądzie w Żarach wyrok za nielegalne posiadanie broni i uszkodzenie ciała. Rok więzienia.

Do zakładu karnego się jednak nie stawił. Przyjechał do Burgrabic, gdzie czekał na niego dom, zapisany zresztą formalnie na córkę. Nikt go więc w Burgrabicach nie szukał. Ludzie ze wsi boją się opowiadać o Piotrze B. Był dziwnym sąsiadem. Rzadko kiedy można go było spotkać we wsi, nawet sąsiedzi nie znali jego nazwiska. Siedział w domu, za szczelnie zamkniętymi zasłonami, albo wcześnie rano znikał na całe dnie i wracał późnym wieczorem.

W lutym 2014 roku zdarzyła się w Burgrabicach pierwsza z serii kradzieży z włamaniem. W jednym z domów rodzina poszła w niedzielę rano do kościoła, a w tym czasie złodziej wszedł przez piwnicę, wyniósł telewizor, dekoder, telefon komórkowy. Kiedy właściciel wrócił, ktoś z sąsiadów powiedział mu, że za domami widział jakiegoś typa dźwigającego coś pod kocem. Poszkodowany sam ruszył tym śladem i pół kilometra za domem znalazł swój telewizor w stogu siana. Policja ściągnęła psa tropiącego, ale ani złodzieja, ani reszty „fantów” nie znaleziono. Dwa miesiące później śledztwo zostało umorzone.

Niedługo potem ktoś włamał się tym razem do remontowanego domu. Ukradł materiały budowlane warte 2,5 tysiąca. Dwa tygodnie później do tego samego budynku włamano się jeszcze raz. Tym razem złodziej zabrał instalację do ogrzewania, wartą 6 tysięcy. W maju 2014 roku złodziej odwiedził kolejny dom w remoncie i włamał się do sklepu w sąsiednich Sławniowicach. Tu straty wyniosły prawie 5 tysięcy w drobnym towarze, głównie spożywczym. W czerwcu w Burgrabicach ktoś wyciął dziurę w metalowej ścianie na zapleczu innego sklepu. Za każdym razem policja standardowo robiła dochodzenie i umarzała je, bo sprawcy nie wykryto.

We wrześniu 2014 z mieszkania myśliwego w Burgrabicach skradziono dwa sztucery myśliwskie. To nawet nie było włamanie, ale sprytnie przygotowana pułapka. Do mieszkańca Burgrabic przyjechał na polowanie kolega z Opola. Opolanin ruszył w teren, zostawiając swoje auto przy drodze. Kiedy wieczorem wrócił do samochodu, zorientował się, że ktoś mu poprzecinał opony. Poszedł więc do kolegi we wsi po pomoc w wymianie koła. Obaj swoje sztucery zostawili mieszkaniu. Późnym wieczorem, gdy domownicy już spali na piętrze, a myśliwi jeszcze nie wrócili, złodziej po prostu wszedł do mieszkania przez niezamknięte drzwi, zabrał broń i torbę z myśliwskimi akcesoriami.
Polowanie na włamywacza

Tym razem policjanci błyskawicznie wpadli na trop Piotra B. Mieszkał po sąsiedzku, znał lokalne zwyczaje. Dzień po kradzieży pojechali do jego domu w Burgrabicach. Dobijali się, ale nikt nie odpowiadał. Ponieważ jednak w środku słyszeli szelesty, za zgodą prokuratora wyważyli drzwi do mieszkania. Nikogo nie znaleźli. Wtedy też policjanci zorientowali się, że na ich terenie ukrywa się człowiek poszukiwany przez wymiar sprawiedliwości, z wyrokiem za wcześniejsze przestępstwa. Od tego czasu policja z Głuchołaz regularnie odwiedzała dom Piotra B. i nigdy go nie zastawała. Było to tym dziwniejsze, że ludzie ze wsi widywali go wieczorami na drodze. W końcu - jak opowiadają miejscowi - policjanci założyli tam elektroniczne urządzenie monitorujące, że ktoś się zbliża do budynku. W lutym 2015 roku alarm dał znać. W zimowy, wczesny poranek, sześciu policjantów w kominiarkach zaczaiło się przed wyjściem z domu. Około 6 usłyszeli zgrzytanie klucza. Piotr B. cofnął się jednak do środka. Policjanci „z buta” wyważyli drzwi i... znów nikogo nie znaleźli.

Dopiero po trwającym półtorej godziny gruntownym przeszukaniu jeden z funkcjonariuszy zauważył odchyloną płytę w podłodze pokoju na piętrze. Piotr B. leżał w specjalnej kryjówce, w stropie między piętrami. Tam też policjanci znaleźli część rzeczy z różnych włamań.

Na pierwszym przesłuchaniu B. przyznał się szybko i chętnie. Najpierw do kradzieży broni, ale potem też sam zaczął opowiadać ze szczegółami o kolejnych włamaniach, których dopuszczał się w Burgrabicach od prawie roku. Podał, że wszystkich kradzieży dokonał razem z kolegą - Rafałem P. z tej samej wioski pod Bolesławcem. Czasem jeździli po okolicy samochodem Rafała i kradli co wpadnie w oko, jak choćby miedziane rynny z kościoła w Biskupowie. Po prostu pilnie potrzebowali pieniędzy.

Policjanci odnaleźli Rafała P. Potwierdził, że zna Piotrka, bo w młodości razem faktycznie kradli i włamywali się, ale teraz nie widział go od dwóch lat. Nigdy też nie był w Burgrabicach czy w rejonie Głuchołaz.

Prokurator wystąpił o tymczasowy areszt dla B., ale okazał się on niepotrzebny, bo wisiał na nim cały czas poprzedni wyrok roku więzienia. Całe śledztwo i późniejszy proces Piotr B. przesiedział więc za kratami. Wyszedł jednak pod koniec lutego. 24 marca Sąd Rejonowy w Prudniku skazał go za włamania i kradzieże w Burgrabicach, w sumie za 11 czynów, na 3,5 roku bezwzględnego więzienia. Wyrok nie jest prawomocny. Piotr B. mógł się jednak spodziewać, że prędzej czy później wróci do więzienia. Prawdopodobnie znowu zdecydował się unikać wymiaru sprawiedliwości. W szałasie, w lesie pod Głuchołazami.

W marcu 2015 roku, siedząc w areszcie śledczym w Prudniku, Piotr B. diametralnie zmienił swoją linię obrony. Napisał do Ministerstwa Sprawiedliwości skargę na policjantów z Głuchołaz, że torturami i krzykami wymusili na nim przyznanie się do winy. Mieli mu między innymi zakładać na głowę maskę przeciwgazową, aż straci przytomność z braku tlenu. A on jest niewinny i nie dokonał żadnego z zarzucanych włamań.
Prokuratura uznała jego skargi za bezzasadne. Odmówiono mu wszczęcia śledztwa przeciwko policjantom. Sąd odrzucił jego zażalenie w tej sprawie. Jeszcze siedząc w prudnickim więzieniu B. wnioskował o przesłuchanie kolejnych świadków, kolegów z więzienia, którzy mają wiedzę o postępowaniu śledczych z Głuchołaz. Miał tam więc dobry kontakt z lokalnym środowiskiem przestępczym. Czy to za kratami urodził się pomysł napadu na rodzinę właściciela kantoru?

Nieoficjalnie wiemy, że broń, z której strzelano do Zbigniewa J., to jeden ze sztucerów skradzionych w 2014 roku w Burgrabicach. Rok temu Piotr B. twierdził, że po kradzieży jego wspólnik sprzedał sztucery, a pieniędzmi się podzielili. Teraz pewnie też gdzieś je dobrze ukrył. A może ciągle korzysta z niej jego wspólnik? W tej sprawie pozostaje jeszcze bardzo wiele znaków zapytania.

Broń w rękach przestępców

Według danych Komendy Głównej Policji w 2014 roku w całej Polsce zanotowano 32 zabójstwa i usiłowania zabójstwa z użyciem broni palnej, 22 zranienia oraz 99 rozbojów z użyciem broni. W 2013 roku policja w całym kraju zabezpieczyła w sumie 1517 sztuk nielegalnie posiadanej broni, w tym 439 pistoletów i 484 sztuki broni długiej. W 2013 roku skradziono lub utracono w całym kraju 36 sztuk legalnie posiadanej broni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska