Z tej mąki jeszcze będzie chleb

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Zbigniew Jaśko z zawodu jest elektronikiem, z zamiłowania - młynarzem.
Zbigniew Jaśko z zawodu jest elektronikiem, z zamiłowania - młynarzem.
Jest namysłowskie piwo, dlaczego nie ma być namysłowskiej mąki? Młyn tylko czeka na ponowne uruchomienie.

Z kart historii

Historia namysłowskiego młyna sięga co najmniej XV wieku. Jak podaje dawna kronika, w 1418 roku został on przeniesiony z przedmurza do miasta, na ulicę nazywaną Garbarami. Chodziło o to, by produkcja mąki na potrzeby miasta nie była zakłócana podczas oblężeń.
- W tym celu zbudowano specjalne kanały i przepusty prowadzące wodę z Widawy pod murami i dalej wokół wysepki, na której posadowiono budynek - opisuje Jadwiga Kawecka. - Zbudowano też specjalną ostrogę, która powodowała rozbijanie wiosennej kry. Oczywiście przepusty były zabezpieczone kratami.
Młyn przetrwał w tym miejscu 600 lat, choć zapewne był wielokrotnie przebudowywany i rozbudowywany.

Zbigniew Jaśko młynarstwo ma we krwi. - Urodziłem się w domu dziadka, właściciela młyna na Prośnie. Młynarzami byli też wujowie i kuzyn. Mój tata został kierownikiem młyna w Namysłowie w 1965 roku, przejmując go po panu Kirszu, pierwszym powojennym kierowniku, który wtedy zmarł - wspomina Jaśko. - A kiedy ojciec przeszedł na emeryturę, zastąpiła go mama, też mistrz młynarski. Kobiecie nie jest łatwo prowadzić taki zakład, bo np. do wymiany różnych urządzeń potrzebny jest mężczyzna, więc zacząłem jej pomagać. Potem mama zachorowała i w ten sposób sam zostałem kierownikiem.

Ocalić od zapomnienia

Pan Zbigniew z zawodu jest elektronikiem, ale to nie przeszkodziło mu zostać młynarzem. W latach 90., kiedy likwidowano "geesy", zaproponowano mu przejęcie młyna. - Zostałem dzierżawcą i na początku interes jeszcze się kręcił. Ale sytuacja ekonomiczna na rynku była coraz gorsza, pod koniec było już tragicznie i w grudniu 1996 roku musiałem zakończyć działalność.

Wydawało się, że młyn podzieli losy tysięcy innych podobnych zakładów, ale szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że wiekowy budynek należał do miasta. W dodatku w unijnych programach pojawiły się pieniądze na odnowienie zabytków, a burmistrz Krzysztof Kuchczyński chętnie posłuchał podszeptów miłośników historii i postanowił ratować historyczny obiekt.

Remont budynku kosztował około 900 tysięcy złotych, z czego 85 procent pochodziło z unijnej dotacji.

Efekt jest zachwycający: przyciągająca oko elewacja z pruskim murem na najstarszej części obiektu, stylowe okna, efektowne kładki nad młynówką. Ale prawdziwe skarby znajdują się
wewnątrz.

Podróż w czasie

Po przekroczeniu drzwi przenosimy się w czasie o dobre sto lat. Pod ścianą na parterze stoi rząd lśniących maszyn marki Seck Dresden, które wyglądają, jakby jeszcze wczoraj mełły zboże. A na dwóch piętrach znajdują się dziesiątki żeliwnych i drewnianych urządzeń, włazów, silników i systemów kół zębatych napędzanych pasami. W takim miejscu łatwo sobie wyobrazić, jak przez wieki wyglądała praca młynarzy.

- Tamte maszyny czyszczą zboże, odsiewacze oddzielają, mlewniki mielą, mieszałka miesza, a tu podstawia się worki - ot, cała zasada działania - śmieje się ostatni namysłowski młynarz.

A potem cierpliwie objaśnia i pokazuje ciekawostki związane z unikalną dziś maszynerią.
- Na dole rolnik wysypywał zboże z przyczep, a po zważeniu część zboża zapakowanego w worki wyjeżdżała na taśmociągu i trafiała od razu do magazynów. Za moich czasów już tak się nie robiło, ale przez wiele lat w ten właśnie sposób, w naturze, płacono za przemiał - mówi pan Zbigniew.

Po lewej stoi zwykła waga, jaką można spotkać w każdym magazynie, ale kawałek dalej odkrywamy prawdziwy rarytas - w pełni automatyczną wagę bez grama elektroniki. Dzięki precyzyjnemu mechanizmowi urządzenie odmierzało dokładnie 20 kilogramów zboża, a liczbę przyjętych przez młynarza worków pokazywał mechaniczny licznik.
Kolejne maszyny to wialnia i łuszczarki, upraszczając - urządzenia oddzielająca zboże od zanieczyszczeń.

- A to szafy aspiracyjne - pokazuje Jaśko. - Za pomocą wentylatora i specjalnych rękawów wyłapują kurz. Wszystko to oryginalne maszyny z około 1915 roku. To właśnie wtedy młyn został rozbudowany, a datę remontu można było do niedawna zobaczyć na ścianie budynku.

- Proszę tu spojrzeć - na tej maszynie widać nawet panoramę Drezna z początków XX wieku - pokazuje Jadwiga Kawecka, muzealnik z Namysłowskiego Ośrodka Kultury i miłośniczka historii ziemi namysłowskiej.

- To chyba najstarsze sprawne maszyny w powiecie. Oryginalne niemieckie urządzenia - dodaje z dumą młynarz. - W latach 60., jeszcze za pierwszego powojennego kierownika, część z nich została wymieniona na nowe, z Ostrowa Wielkopolskiego, ale większość to oryginały.

Jednym z nich jest śrutownik, który do kruszenia zboża wykorzystuje kamienie, czyli tradycyjne żarna, ścierając ziarno na paszę dla zwierząt. - A tu, za pomocą weksla, czyli takiego systemu linek połączonych z klapami, przełączało się zsypy - w zależności od tego, czy do magazynu miała trafić pszenica czy żyto - pokazuje nasz przewodnik.

Serce młyna

Docieramy do najważniejszych urządzeń w młynie: mlewników mielących zboże. To pięć lśniących maszyn przypominających niewielkie piece. W ich wnętrzach, za przeszklonymi drzwiczkami znajdują się walce, które zamieniają ziarno w mąkę.

- Te walce woziło się do specjalnych zakładów, za moich czasów zwykle do Częstochowy, gdzie specjaliści nacinali na nich rowki, fachowo mówiąc - ryflowali, ustawiając odpowiedni kąt i głębokość nacięć. Jak się dobrze przypatrzyć albo przejechać paznokciem po metalowej powierzchni, to widać te precyzyjne rowki, dzięki którym walec tak dobrze miele mąkę - objaśnia pan Zbigniew.

Ostatnim urządzeniem, przez które przechodził produkt, jest mieszałka, czyli wielka szafa, w której w odpowiednich proporcjach - w zależności od grubości zmielenia - mieszana jest mąka wydostająca się z mlewników. W ciągu godziny młyn był w stanie wyprodukować jej nawet pół tony. - Oczywiście pod warunkiem, że urządzenia były dobrze doglądane - zaznacza Jaśko.

Na końcu oglądamy serce młyna. Pomieszczenie, do którego prowadzą ukryte za maszynami drzwiczki, mieści olbrzymie zębatki, połączone ze znajdującym się kilka metrów niżej, zanurzonym w młynówce kołem młyńskim. Jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku młyn był napędzany przez wodę, choć było to już tylko uzupełnienie dla silnika Diesla. Z czasem wodę i ropę wyparł napęd elektryczny, ale olbrzymie koło wciąż jest gotowe do poruszenia mechanizmów.

- Jeszcze dobrze pamiętam, jak na ulicy ustawiały się w kolejkach wozy ze zbożem, a rolnicy przyjeżdżali tu nie tylko z całej Opolszczyzny, ale i z sąsiednich województw - wspomina Jadwiga Kawecka.

Młyn już zapewne nigdy nie będzie produkował mąki na skalę przemysłową, ale niewiele trzeba, żeby go uruchomić i urządzać pokazy. - Potrzebowałbym do pomocy dwóch pracowników, żeby zrobić konserwację i próbny rozruch - mówi Zbigniew Jaśko.

I z takim właśnie zamiarem gmina odrestaurowała budynek.

- Będziemy tu chcieli urządzać pokazy produkcji mąki i chleba tradycyjnymi metodami czy warsztaty uczące wytwarzania produktów lokalnych, takich jak namysłowski żur, na który przepisy zachowały się w starych książkach kucharskich - wymienia Kawecka. - Chcemy też nawiązać współpracę ze szkołami uczącymi kucharzy, ale także z różnymi instytucjami z całego regionu.

Co dalej?

W budynku - tu gdzie młynarz miał mieszkanie i w pokoju jego pomocnika - są już pomieszczenia przygotowane do przyjmowania wycieczek, urządzania spotkań, nawet do nocowania.

To dopiero początek. Gmina przymierza się też do remontu sąsiednich zabudowań, "przyklejonych" do murów miejskich.

- Tu istniał dom wypieku chleba, w którym są szczątki dwóch pieców chlebowych - Andrzej Kilan z urzędu miasta pokazuje na jedną z ruin. - Zleciliśmy już wykonanie dokumentacji na odrestaurowanie tego miejsca z przeznaczeniem części parterowej na kameralny lokal małej gastronomii. Z wyspy, na której stoi młyn, będzie tam prowadziła kładka.

Odrestaurowana ma być również sąsiednia wieża - będzie tam przeszklony taras widokowy, a sama baszta zostanie nieco podniesiona. - Pieniądze na dokumentację, około 30 tys. zł, są zabezpieczone w budżecie, a w kolejnych latach będziemy szukali pieniędzy na przeprowadzenie robót - dodaje urzędnik.

Burmistrz wystąpił już też o wpisanie młyna do rejestru konserwatora zabytków. Jeżeli wszystkie plany zostaną zrealizowane, będzie to wyjątkowa atrakcja turystyczna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska