Broń palna. Czy łatwo kupić ją w Polsce?

fot. Archiwum
Rozmowa z dr. hab. Tadeuszem Cieleckim, kierownikiem Zakładu Kryminologii, Kryminalistyki i Wiktymologii, dziekanem Wydziału Prawa i Administracji UO.

- Kilka dni temu górnik, mieszkaniec Rybnika postrzelił kilka osób z rodziny, sąsiadów, policjanta i wpakował kilkadziesiąt sztuk amunicji w trzy stojące przed domem samochody, w tym w karetkę i radiowóz. Okazało się, że mężczyzna miał w mieszkaniu pięć sztuk broni palnej. Jeśli takich gości jest w Polsce więcej, strach wychodzić na ulicę...
- Rzeczywiście strzelał ostro i sprawiał wrażenie, że gdyby miał w domu rusznicę, też by z niej wypalił. Takie wybryki są zawsze bardzo groźne. Bo nawet jeśli wiemy, że ten człowiek działał pod wpływem frustracji, alkoholu, a może nawet choroby psychicznej, w społeczeństwie rośnie strach. I nie zmniejszają tego lęku świadectwa sąsiadów, że to był wzorowy pracownik i takiż ojciec i mąż, bo to kompletnie powierzchowne opinie wydane pewnie na tej na podstawie, że mężczyzna mówił na ulicy "dzień dobry". Ale z drugiej strony, takie wydarzenie, choć głośne i bulwersujące, jest w życiu liczącego ponad 30 mln ludzi państwa incydentem. Broń często jest w użyciu na ulicy w USA lub w innych krajach, gdzie dostęp do niej jest łatwy, ale w Polsce takiego dostępu nie ma. A posiadający broń legalnie są cyklicznie poddawani badaniom psychologicznym i kontrolom.

- Tylko co z tego? Ów desperat prawdopodobnie żadnej ze swoich spluw nie kupił legalnie, ale to mu nie przeszkodziło strzelać m.in. z pistoletu MP5K, mercedesa wśród pistoletów maszynowych, limitowanego ściśle na potrzeby wojska i policji. Jak tak wygląda to limitowanie, to niech Pan Bóg ma nas w opiece.
- Limitować można broń w sklepach. Ale on tego pistoletu przecież nie kupił w sklepie. Najbardziej prawdopodobne jest, że broń pochodziła z kradzieży. Policja też jest na takie kradzieże narażona. W Polsce łapie się rocznie około 500 sprawców takich kradzieży dokonanych na myśliwych, leśniczych i właśnie na policjantach. Rekwiruje się u nas co rok blisko 2 tysiące sztuk broni, w tym także takich półautomatycznych karabinków, z jakiego ten człowiek strzelał. Ktoś powie, że w Szwajcarii każdy dorosły mężczyzna rezerwista ma w szafie mundur i karabin i jakoś sobie radzą. Ale my nie jesteśmy szwajcarskim społeczeństwem i co najmniej przez 5-6 pokoleń na pewno nie będziemy.

Sylwetka

Broń palna. Czy łatwo kupić ją w Polsce?
SXC

Dr hab. Tadeusz Zygmunt Cielecki
(fot. fot. Archiwum )

Sylwetka

Dr hab. Tadeusz Zygmunt Cielecki jest kierownikiem Zakładu Kryminologii, Kryminalistyki i Wiktymologii oraz dziekanem Wydziału Prawa i Administracji UO. Ukończył prawo na Uniwersytecie Łódzkim w 1963 r. W latach 1963-1995 pracował w milicji, a potem w policji w Opolu jako referent, kierownik sekcji, zastępca komendanta powiatowego, komendant powiatowy, miejski i zastępca komendanta wojewódzkiego. Następnie był prorektorem Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie oraz komendantem wojewódzkim policji w Słupsku i w Kielcach. Od 2002 na Uniwersytecie Opolskim.

- Sądzi pan, że rybniczanin ukradł broń?
- Raczej kupił od złodzieja. Żyjemy w świecie, w którym otacza nas handel globalny, prowadzony także przez środowisko przestępczości zorganizowanej. Ono sprzedaje narkotyki, ludzi i właśnie broń. I zaopatrzą każdego, kto ma forsę i jest "szczelny", czyli potrafi dochować tajemnicy. To, co skapnie z rąk hurtownika, sprzeda jakiś detalista i być może do niego trafił ów górnik. Nielegalny handel bronią będzie istniał zawsze, bo mężczyzn do tego towaru ciągnie. Hurtowników od czasu do czasu łapią, ale pokusa jest równie wielka jak zyski. Zresztą ten proceder prowadzą także państwa, łącznie ze światowymi potęgami, bo te trudno złapać, a jeszcze trudniej dać im po łapach

- Z tego, co pan mówi, wychodzi na to, że w Polsce kupić pistolet można mniej więcej tak łatwo jak rzodkiewkę.
- Nie przesadzajmy. Broń w Polsce trudno zdobyć nielegalnie, a legalnie jeszcze trudniej. Ale wiele zależy od tego, kto się do tego zabiera. Jeśli pan lub inny tzw. porządny człowiek wyjdzie na ulice Opola czy Warszawy, żeby sobie kupić karabin, to go oczywiście nie znajdzie, chociaż się nałazi i buty zedrze. Bezowocnie będzie pan też kolędował po mieście w poszukiwaniu ćwierci kilograma kokainy. Ale zainteresowany, który czegoś tam szuka i trochę wie, kupi i pistolet, i narkotyk. Ów strzelający, ogarnięty - jak czytamy w mediach - manią bycia komandosem, co to chodził w wojskowym ubraniu i dla przyjaciół organizował grille połączone ze strzelaniem, był takim właśnie potencjalnym klientem dilera broni.

- Strzelał pod kiełbaskę z keczupem?
- Ci, co bywali na tych imprezach, mówią teraz, że strzelało się tam z wiatrówek. Ale po tym, co się stało, nikt się teraz pewnie do strzelania z broni palnej nie przyzna. Ale on przecież gdzieś ćwiczył, bo co to za przyjemność mieć piękne narzędzie do strzelania, a go nie używać?

- Jak to możliwe, że takie strzelaniny się odbywały i nikt ich nie zauważył?
- To jest najbardziej dziwne w tej sprawie, że nikt nie zwrócił uwagi na takiego faceta z odchyleniami, z policją włącznie. Przede wszystkim powinien zauważyć dzielnicowy. Ale musiałby być taki z prawdziwego zdarzenia. Taki wąchacz, co zauważy, że na jego terenie mieszka tzw. szajbus, który ma niezdrowe inklinacje do strzelania. Jako górnik mógł mieć materiały wybuchowe czy lonty i to dzielnicowy powinien wykryć. Bo sprawca z Rybnika to nie był członek bandy ani wielokrotny przestępca, który z urzędu jest pod obserwacją policji kryminalnej. Tylko ten dzielnicowy musiałby tam cyklicznie przychodzić, pytać sąsiadów, co się dzieje wokół itd. Ale u nas ciągle nie ma takiego modelu. Skutek jest taki, że nikt nic nie wie i nie widzi. Obojętnie, czy rodzice zamordują dwójkę dzieci i pochowają je w kapuście, czy ojciec zrobi nieletniej córce troje dzieci. Pytam: gdzie był dzielnicowy i gdzie był komendant tego dzielnicowego? Ktoś u nas zapomniał, że zadaniem policji jest nie tylko reakcja na przestępstwo, ale także zapobieganie.

- A kiedy pan ostatnio widział swojego dzielnicowego?
- Widuję policjanta w rejonie zamieszkania - nie zawsze to jest dzielnicowy - właśnie wtedy, gdy cyklicznie przychodzi sprawdzać moją szafkę z bronią. Ale ja jako myśliwy mam broń legalnie.

- Sprawca z Rybnika na razie na przesłuchaniach głównie milczy. Ale zdążył już powiedzieć, że kupował broń w internecie w kawałkach i sam składał.
- Trochę to mało wiarygodne. Bo jeśli tak było, to sprawdzą te transakcje i dojdą do tego, jaka firma mu te części sprzedawała. Sam jestem myśliwym i wiem, że firmy rusznikarskie sprawdzają zezwolenia i bez nich niczego nie sprzedadzą, części także. Pewnie internet zapewnia trochę większą anonimowość, ale ślady w nim zostają. Więc albo te wyjaśnienia są tylko bajką, albo sprzedawcy zostaną złapani. On tego nie kupił przypadkiem, to był lewy skup, ale bardzo dobrze zorganizowany.

(fot. SXC)

- Do arsenału mężczyzny należał też pistolet przerobiony z czeskiej broni gazowej. U naszych sąsiadów z południa łatwiej zaopatrzyć się w broń niż u nas?
- Kiedyś u nas wiatrówki uważano za straszną broń i wymagano na nią zezwoleń, i to było śmieszne. W Czechach kupowało się je o wiele łatwiej. Teraz też można tam kupować broń w ten sposób, ale nie palną. Raczej właśnie wiatrówki i pistolety startowe, którymi można człowieka wystraszyć, dokonując rozboju, ale zabić nie. Z pistoletami gazowymi rzecz ma się tak, że jeden da się przerobić na palną broń, a inny nie.

- Jak pogodzić dziś w Polsce dwie kompletnie sprzeczne tendencje: z jednej strony strach przed bronią palną, który po każdym głośnym incydencie rośnie, z drugiej - pragnienie części obywateli, by wobec nasilającej się przestępczości dostęp do broni ułatwić?
- Uważam, że w Polsce sprawa jest prosta. Można w imię ideałów wolności dać wszystkim do ręki po karabinie, ale wtedy dość szybko się powybijamy. Więc zezwolenia na broń są u nas - uważam - konieczne. Nie możemy sobie pozwolić na posiadanie i kupowanie broni bez ograniczeń, jakby to były kartofle. Takim jesteśmy społeczeństwem i takie, a nie inne mamy emocje narodowe i kulturowe zwyczaje. Więc to byłoby kompletnie nieracjonalne. W Sejmie jest właśnie projekt ustawy o broni i on między innymi odpowiedzialność za to, kto dostanie zgodę na jej posiadanie, przesuwa w dół, na poziom komend powiatowych. I to jest dobry kierunek. To dzielnicowy powinien wiedzieć, kto ma broń, a jeśli ktoś taki na przykład chleje wódę, wnioskować, by mu zezwolenie odebrać. Jeśli zgody są wydawane z poziomu komendy wojewódzkiej, to są to często rozpaczliwe decyzje podejmowane raczej po incydencie albo, co gorsza, po katastrofie. A to za późno, bo państwo odpowiada za bezpieczeństwo obywateli.

- Ile przestępstw w Polsce dokonuje się z bronią palną w ręku?
- Mniej, niż się potocznie sądzi po takich wydarzeniach jak rybnickie. Łączna liczba przestępstw w naszym kraju w 2008 roku trochę przekroczyła milion. Z tego broń palna była w użyciu 621 razy, czyli tylko odrobinę nieco ponad pół promila. Zabójstw przy użyciu broni było w 2008 roku 35, co stanowi 5 procent wszystkich tego typu przestępstw, sprawcy rozbojów posłużyli się bronią 241 razy, a to daje niespełna jeden procent wszystkich rozbojów. Wreszcie pięć razy - na 1500 gwałtów - straszyli swe ofiary pistoletem gwałciciele. Więc statystycznie tragedii ani powodu do paniki nie ma. Stuprocentowego spadku przestępczości nie osiągniemy, choćbyśmy całkowicie zakazali używania broni. Ale trzeba wzmacniać kontorolę obrotu bronią - legalnego i nielegalnego. A dostęp do broni - powtarzam - powinien być trudny.

- Powinien być czy jest?
- Powinien być i jest. Myśliwy musi się naprawdę namozolić, zanim ktoś da mu broń do ręki. Policjant także. Legalni posiadacze broni naprawdę są kontrolowani. Widzę w ciągu tych lat, jak zmienia się odpowiedzialność w środowisku myśliwych. Często sprawdza się trzeźwość strzelców, także na polowaniu, praktycznie nie ma mowy o pożyczaniu broni. A i jej liczba jakoś dramatycznie nie rośnie, choć trochę więcej broni sportowej i myśliwskiej jest w użyciu niż np. 10 lat temu. Ale to skutek m.in. bogacenia się społeczeństwa. Oczywiście, zawsze pozostaje tych 500 ukradzionych sztuk rocznie.

- Co trzeba zrobić, by ich tylu nie było?
- Między innymi zmienić mentalność w policji. Policja miała raz i drugi nawet większe zaufanie społeczne niż Kościół, ale to wszystko były skutki działań reaktywnych, po przestępstwie. Skutki medialne to przynosi. Ale bezpieczeństwo buduje się dziś w krajach rozwiniętych trochę inaczej. Policja ma nie tylko sama sprawnie łapać i zamykać. Powinna - zgodnie z rekomendacjami komisji Rady Europy - tworzyć system partnerstwa w prewencji kryminalnej. U nas zamiast współpracować z lokalnymi społecznościami, wolimy narzekać, że mieszkańcy osiedla AK w Opolu są zatomizowani i się nie znają. I to nawet prawda. Tylko niczego z tą prawdą nie robimy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska