Książę podzielił radnych z Kędzierzyna-Koźla. Współpracował z nazistami?

Daniel Polak
Książę Kraft i księżna Katerina zu Hohenlohe-Oehringen podczas jednej z wizyt w Sławniowicach.
Książę Kraft i księżna Katerina zu Hohenlohe-Oehringen podczas jednej z wizyt w Sławniowicach. Daniel Polak
Rada miasta Kędzierzyna-Koźla nadała honorowe obywatelstwo Kraftowi zu Hohenlohe-Oehringen, którego rodzina była właścicielami przedwojennych Sławięcic. I rozpętała się dyskusja o tym, jak Hohenlohe współpracowali z nazistami.

Kraft zu Hohenlohe-Oehringen przyszedł na świat 11 stycznia 1933 roku w rodzinie znanych niemieckich przemysłowców.

Zamieszkał w willi Frankenberg w Sławięcicach, które dziś są peryferyjnym osiedlem Kędzierzyna-Koźla, a przed wojną były uroczą miejscowością i posiadłością słynnego rodu.

Hohenlohe cieszyli się wielkim uznaniem wśród okolicznych mieszkańców, szczególnie że wielu z nich dawali pracę. Dziadek Krafta mieszkał we wspaniałym sławięcickim pałacu, do którego na początku XIX wieku przyjeżdżał cesarz pruski Wilhelm II, by polować w pobliskich lasach.

- Pamiętam przepiękną łazienkę, całą wyłożoną drewnem hebanowym sprowadzonym specjalnie z Afryki - wspominał książę Kraft, gdy w 2006 roku po raz pierwszy powrócił do Sławięcic.

Rodzina Hohenlohe wyjechała stąd jeszcze w czasie drugiej wojny światowej. 9-letni Kraft opuścił willę Frankenberg już w 1942 roku, najpierw wywieziono go na Węgry, a potem trafił do Niemiec. Po wojnie arystokratyczny ród ponownie zajął się biznesem, gromadząc spory majątek.

Książę Kraft poślubił Katerinę von Siemens, spadkobierczynię założycieli wielkiego koncernu elektronicznego. Na cześć rodziny Hohenlohe ich nazwiskiem nazwano nawet jeden z niemieckich powiatów.

Pomagał nam w stanie wojennym

Książę nigdy nie zapomniał, gdzie się urodził i wychował. W czasach stanu wojennego pomagał mieszkańcom Kędzierzyna-Koźla, m.in. śląc lekarstwa do tutejszych szpitali.

Na zaproszenie mieszkańców Sławięcic przyjechał do Polski kilka razy, za jego wstawiennictwem powiaty kędzierzyńsko-kozielski i Hohenlohekreis zawarły nawet umowę o współpracy, której efektem była m.in. wymiana młodzieży.

Na początku roku mieszkańcy tego osiedla wyszli z inicjatywą, by nadać księciu honorowe obywatelstwo Kędzierzyna-Koźla. Sprawie przyklasnęło Towarzystwo Miłośników Sławięcic.

- Już wiele lat temu zawiązała się nić przyjaźni pomiędzy mieszkańcami naszego osiedla a księciem i jego rodziną - tłumaczy Gerard Kurzaj, prezes towarzystwa. - Na zaproszenie naszego stowarzyszenia książę w 2004 roku przyjechał do nas po raz pierwszy po wielu latach. Potem były kolejne wizyty. Spotkania te są zawsze pełne życzliwości i radości z faktu, że ludzie, pomimo zawirowań historii, potrafią ze sobą rozmawiać.

Wniosek trafił do prezydenta Tomasza Wantuły. Prezydent inicjatywie przyklasnął i przygotował radnym projekt uchwały dotyczący nadania Kraftowi zu Hohenlohe tytułu honorowego obywatela Kędzierzyna-Koźla.

- W ramach pielęgnowania tradycji rodowej oraz pamiątek kultury materialnej książę utrzymuje położone w Kędzierzynie-Koźlu grobowce swoich przodków. Aktywnie działa też na rzecz rozwoju międzynarodowych kontaktów społecznych, kulturalnych i gospodarczych - uzasadniał decyzję o wprowadzeniu uchwały prezydent Tomasz Wantuła.

- W okresie stanu wojennego organizował pomoc materialną w postaci dostaw leków, żywności i środków sanitarnych dla szpitali położonych na terenie Kędzierzyna-Koźla. Potem był jednym z inicjatorów zawarcia umowy partnerstwa pomiędzy powiatami kędzierzyńsko-kozielskim i Hohenlohe.

Sprawa trafiła na obrady sesji rady miasta. I tu pojawiły się zgrzyty. Radny Prawa i Sprawiedliwości Adam Sadłowski doszukał się informacji, że rodzina Hohenlohe sprzedała ziemię nazistom, na której powstało kilkadziesiąt obozów jenieckich, w tym filia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau.

Obozowy kompleks, w którym więziono kilkadziesiąt tysięcy ludzi i w którym wielu z nich zmarło, urządzono tuż obok willi Frankenberg i rodzinnego pałacu Hohenlohe.

- A wuj pana Krafta, książę Waldemar Hohenlohe, był komendantem jednego z obozów jenieckich. Mam wątpliwości, czy w takiej sytuacji powinniśmy uhonorować przedstawiciela tego rodu tytułem honorowego obywatelstwa miasta - przekonywał Adam Sadłowski.

Wyszedł kwas

Wtórował mu inny radny PiS Grzegorz Peczkis, który zwracał uwagę, że nigdy nie słyszał, aby książę odciął się od związków jego rodziny z nazistami.

Jeden z radnych, proszący o anonimowość, mówi, że sytuacja przybrała zupełnie inny wymiar, niż planowano. - Wyszedł kwas - mówi wprost radny. - Bo honorowe obywatelstwo to taki tytuł, którego nadanie nie powinno wzbudzać wątpliwości, a już na pewno nie dzielić mieszkańców. Tymczasem podczas wojny ta sama osoba dla jednych mogła być bohaterem, a dla innych tyranem.

Akurat na Śląsku Opolskim mieszkają autochtoni i ludzie napływowi. Tu wciąż trudno rozmawia się o drugiej wojnie światowej. Sprawa z księciem Hohenlohe jest właśnie jedną z takich - przyznaje samorządowiec.

Z tym, że wśród mieszkańców Sławięcic krążą opowieści, że wuj-komendant nie tylko nie był nazistą, ale wręcz pomagał przetrwać wojnę jeńcom, których miał pilnować. Dowodzi tego krótka opowieść o Waldemarze Hohenlohe spisana przez Michaela Borriego w książce pt. "Pomimo niewoli".

Ojciec Michaela, Nowozelandczyk John Borrie, przebywał w obozie jenieckim w Sławięcicach. 22 maja 1943 komendant przeprowadzał inspekcję, której świadkiem był Borrie. Hohenlohe zauważył, że strażnicy zapomnieli przeszukać jednego z jeńców wracającego do obozu po pracy. Więźniowi akurat coś wystawało spod kurtki.

- Co tam schowałeś? - krzyknął książę Hohenlohe.
Przerażony jeniec wyjął zza pazuchy książkę. Przyznał się, że kupił ją od niemieckiego cywila. Taki handel był zakazany i surowo karany.

- Muszę ci to skonfiskować - zapowiedział Hohenlohe. - Ale domyślam się, że skoro kupiłeś książkę, ryzykując tak wiele, to przypuszczam, że uwielbiasz książki. I pewnie gdy wyjdziesz w poniedziałek do pracy, to znów kupisz coś do czytania - książę uśmiechnął się do jeńca.
Więzień kiwnął głową. - W takim razie zachowaj ją sobie - odrzekł komendant.

Trudno mieć pretensje do dziecka

W czerwcu 1943 księcia Waldemara wysłano na front włoski. Zostawił list jeńcom. "Mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie ten dzień i będziecie mogli wrócić do swoich domów. Spojrzycie wtedy wstecz na czas, który musieliście tu spędzić, z odczuciem, że byliście uczciwie traktowani" - napisał. Podobnych opowieści o jego stosunku do wojny i jeńców jest więcej.

Prezes Towarzystwa Przyjaciół Sławięcic je zna, mimo to nie chce komentować słów radnych, którzy wyrazili swój sprzeciw, ani komentować związków rodziny Hohenlohe z nazistami. - Z szacunku dla księcia - ucina prezes Kurzaj. Ostatecznie 12 z 23 radnych zagłosowało za uchwałą o nadaniu księciu Kraftowi honorowego obywatelstwa. Trzech było przeciw, czterech się wstrzymało i tyle samo rajców opuściło to głosowanie.

- Trudno oceniać kogoś, kto w czasie wojny był dzieckiem, i obarczać za to, czym zajmowali się jego krewni - uważa z kolei historyk Ryszard Pacułt, radny Komitetu Wyborczego Wyborców Tomasza Wantuły. - Niewątpliwie jednak pan Kraft odegrał bardzo dobrą rolę w nawiązywaniu kontaktów polsko-niemieckich i nawiązywaniu przyjaźni pomiędzy naszymi narodami.

Wiceprzewodniczący rady miasta Marek Niemiec z PO też był za. - Zrobiliśmy to na wniosek mieszkańców Sławięcic. Oni najlepiej znają historię tego osiedla, a kiedyś miejscowości. Jeżeli zdecydowali się uhonorować tego człowieka, to znaczy, że zapisał tam chlubną kartę - uważa Marek Niemiec.

Książę, żeby otrzymać honorowe obywatelstwo Kędzierzyna-Koźla, musi najpierw zechcieć je przyjąć…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska