Na żniwa będzie trzecia wojna

kolaż KO
kolaż KO
We Włodarach pod Korfantowem ochroniarze strzegą 150 hektarów pól uprawnych. W kwietniu przegonili traktorzystów, którzy przyjechali siać zboże.

- Nadjechała samochodem brygada interwencyjna i kazali nam natychmiast opuścić pole. Odjechaliśmy z obawy o swoje zdrowie - mówią dwaj pracownicy Gospodarstwa Rolnego Włodary.

Wojna o "miedzę" to w Polsce żadna nowość. Skala konfliktu we Włodarach może jednak zaimponować najbardziej doświadczonym prawnikom.

Sporem o grunty i zabudowania dawnego PGR-u zajmuje się Sąd Rejonowy w Nysie, Okręgowy w Opolu, Apelacyjny we Wrocławiu i analogiczne prokuratury od nyskiej po generalną. Dwaj normalni przedsiębiorcy, zamiast spokojnie prowadzić swoje biznesy, tracą czas i nerwy w śledztwach i procesach.

Głównym bohaterem tej historii jest Władysław S., 74-letni ekonomista, dawny działacz PSL. Na Opolszczyźnie człowiek bardzo znany i ongiś wpływowy. W latach 1977- 1997 dyrektorował w potężnej państwowej firmie - Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Rolno-Przemysłowym PZZ Brzeg.

Po przemianach ustrojowych na początku lat 90. dyrektor S. zaczął eksperymentować gospodarczo. Powołał dwie spółki państwowego przedsiębiorstwa z zagranicznym kapitałem, wtedy zwane joint venture, a potem poręczył im bankowe kredyty.

PZZ-ety według wyliczeń prokuratury straciły na tej operacji 700 tys. złotych. Prokuratura oskarżyła wówczas Władysława S. o niegospodarność i nadużycie władzy. Po 15 latach procesów dopiero w 2008 roku Sąd Okręgowy w Opolu ostatecznie uznał, że zarzuty się przedawniły i uniewinnił oskarżonego. W 2000 roku, po kupieniu brzeskiego PZZ-etu przez PSL-owskiego biznesmena Zbigniewa Komorowskiego, Władysław S. czasowo wrócił do firmy jako wicedyrektor.

W 2001 roku Władysław S. wydzierżawił od państwowej Agencji Nieruchomości Rolnych 156 hektarów wraz z zabudowaniami gospodarczymi i biurowymi dawnego PGR-u we Włodarach. Założył firmę pod nazwą Gospodarstwo Rolne Włodary, zatrudnił do prac polowych dwóch miejscowych.

W 2009 roku po raz kolejny podpisał z Agencją Nieruchomości Rolnych aneks, przedłużający dzierżawę do września 2015 roku. Kilka miesięcy później wystąpił do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa z wnioskiem o unijne dofinansowanie zakupu maszyn i traktorów dla Gospodarstwa Rolnego Włodary.

Dostał 280 tys. zł dotacji, blisko połowę kosztów zakupu. Wystąpił też do ANR o sprzedaż dzierżawionego gospodarstwa. Jako wieloletni dzierżawca miał prawo pierwokupu. Agencja sfinansowała przygotowanie Włodar do sprzedaży, ale wtedy dzierżawca z niej zrezygnował.

- Zakwestionowałem wycenę wartości gospodarstwa, przygotowaną przez biegłego ANR - opowiada Władysław S. - W wycenie znalazły się budynki gospodarcze, których nie było, bo zostały wyburzone kilka lat wcześniej. Gdybym wystąpił do banku o kredyt na zakup, bank przysłałby tu swojego rzeczoznawcę i doszedł do tego, że Agencja chce mi sprzedać nieistniejące obiekty. Sam bym nie dostał kredytu. Jednak z tego powodu Agencja potraktowała mnie złośliwie i wystawiła gospodarstwo na przetarg.

I wojna - o wiatraki

W środę rano poprosiliśmy opolski oddział ANR o komentarz w tej sprawie. Nie dostaliśmy go. Odpowiedzialny za kontakty z prasą Mariusz Pańczak poinformował, że nie zdążą przygotować odpowiedzi, bo prowadzący tę sprawę pracownik wyjechał służbowo.

W 2010 roku na Opolszczyźnie sprzedano razem z dzierżawcą jeszcze jedno gospodarstwo, w Roszkowicach koło Byczyny. W innych oddziałach ANR takich przypadków było od kilku do kilkudziesięciu, zawsze wtedy, gdy dzierżawca najpierw wnioskował o sprzedaż, a potem się z tego wycofywał.

W branżowych pismach rolniczych przedstawiciele ANR przyznawali, że sprzedają ziemię, bo centrala ciśnie ich na wykonanie planów finansowych. Twierdzili też, że dzierżawcy są dobrze chronieni przez prawo, bo nowy właściciel nie może im wypowiedzieć umowy albo podnieść czynszu.

- O wartości takiego gospodarstwa decyduje ziemia orna. Hektar u nas może kosztować nawet 40 tysięcy - komentuje anonimowo mieszkaniec Włodar. - Te rozebrane budynki to stara świniarnia, której i tak nie można by było używać. Nowy właściciel jeszcze by zapłacił za jej rozbiórkę. Prawda jest taka, że pan S. chciał zbić cenę, tymczasem nie przewidział, że pojawi się ktoś inny, kto wyciągnie gotówkę i zapłaci.

W maju 2010 roku tereny i grunty dawnego PGR Włodary kupił Michał A. 44-letni przedsiębiorca z Wielkopolski. Z wykształcenia stolarz, właściciel dobrze prosperującego, dużego zakładu meblarskiego. Człowiek wcześniej nie związany z rolnictwem.

- W umowie sprzedaży i w protokole przekazania nieruchomości znalazły się zapisy, że nabywca przejmuje gospodarstwo we Włodarach wraz ze wszystkimi zobowiązaniami, w tym z moją umową dzierżawy, ważną do 2015 roku - tłumaczy Władysław S. - Pan Michał A. wie, że do tego czasu ja mam prawo użytkować tę ziemię.

156 hektarów gruntu pod Włodarami ma dodatkową zaletę, poza tym, że można na nich zasiewać i kasować unijne dopłaty do rolnictwa. Dwie firmy są zainteresowane budową w tym miejscu farmy wiatrowej. Gmina Korfantów niebawem zleci przygotowanie nowego planu przestrzennego, który za rok lub dwa lata umożliwi lokalizację wiatraków.

Cztery miesiące po kupieniu Włodar Michał A. podpisał umowę dzierżawy części terenu z firmą zajmującą się budową farmy wiatrakowej. Na każdy wiatrak potrzeba kilkudziesięciu arów gruntu, ale po polach trzeba do nich wybudować nowe drogi dojazdowe i linie przesyłające energię.

Wiatraki nie wykluczają dalszego użytkowania ziemi przez rolników, choć trochę ograniczają ich działalność. W tej sytuacji Michał A. przygotował nową umowę dzierżawną z Władysławem S., w której znalazły się dodatkowe zapisy o prawach firmy wiatrakowej.

- Przysłał do mnie dwóch panów, żebym podpisał tę umowę - opowiada Władysław S. - Jeden usiadł naprzeciw mnie, drugi stanął w drzwiach. Jakbym był sam, to pewnie nie miałbym nic do gadania. Na szczęście zjawili się moi dwaj pracownicy. Nie podpisałem tej umowy!

Przy drugim podejściu Władysław S. nieco złagodniał. Zgodził się na całkowite rozwiązanie swojej dzierżawy i wycofanie się z Włodar, pod warunkiem, że Michał A. zapłaci jemu i jego pracownikom odszkodowanie za utracone korzyści i spłaci unijną dotację za sprzęt. Swoje szkody wyszacował na ponad 700 tys. zł.

- Jeśli do 2015 roku nie będę wykorzystywał swoich maszyn we Włodarach, nie będę ich tam garażował, to muszę zwrócić 300 tysięcy dotacji do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa - tłumaczy Władysław S.

Na takie warunki nie zgodził się właściciel gospodarstwa Michał A. Dzierżawca zaś odmówił udziału w mediacji, żeby rozstrzygnąć narastający konflikt. Kolejne wizyty Michała A. we Włodarach kończyły się tylko awanturami. Ostatecznie właściciel jednostronnie wypowiedział Władysławowi S. dzierżawę.

II wojna - o klucze

Wydarzenia przyspieszyły jesienią ubiegłego roku. Michał A. wystąpił do sądu okręgowego o nakazanie Władysławowi S. wydania nieruchomości we Włodarach.

Wynajął też firmę z koparką, żeby uporządkować zabudowania PGR-u, wywieźć gruz, wyciąć krzaki i chaszcze. 30 listopada przed drzwiami wejściowymi do biura PGR-u doszło do "incydentu".

Według Władysława S. i powołanych przez niego świadków Michał A. napadł na jego pracownika, żeby wtargnąć do biura i przejąć klucze do zabudowań. Kiedy mu się to nie udało, odjechał, wygrażając pracownikowi i Władysławowi S. śmiercią.

Według Michała A. to on zastał przewrócony i poszarpany w chwili, gdy przyszedł prosić o klucze do ubikacji i pomieszczeń socjalnych, żeby zatrudnieni przez niego ludzie mieli się gdzie umyć po pracy. Cztery dni później przy magazynie paliw gospodarstwa doszło do kolejnej awantury.

Pracownik dzierżawcy miał być ponownie napadnięty przez Michała A. w rewanżu za pierwsze starcie. Michał A. miał go bić miotłą, a potem uderzył szczotką w twarz, powodując krwawe zadrapania. Według Michała A. całe wydarzenie zostało wymyślone, żeby go wplątać w sprawę karną.

Choć poszkodowani domagali się od początku ścigania sprawcy, nyska prokuratura wcale nie kwapiła się do wtrącania w cywilne spory o własność.

Dopiero po skardze Władysława S. do prokuratury generalnej, skierowano do sądu akt oskarżenia przeciwko Michałowi A. o naruszenie nietykalności cielesnej i groźby karalne. Sąd w Nysie będzie musiał rozstrzygnąć, kto w tej sprawie kłamie i którzy świadkowie są niewiarygodni.

W nyskim sądzie karnym wylądował też kolejny akt oskarżenia - przeciwko czterem ludziom Michała A. Są oskarżeni o włamanie do magazynu paliwowego w gospodarstwie, kradzież maszyn i złomu, wylanie przechowywanej ropy.

Michał A. nie komentuje wydarzeń. Jego prawnik zabronił mu kontaktu z prasą do czasu wydania wyroku. W sądzie absolutnie nie przyznał się do winy. Wiosną tego roku przedsiębiorca spod Poznania faktycznie przejął nieruchomość we Włodarach, a na bramie powiesił tabliczkę, że terenu pilnuje firma ochroniarska. Wycofał też z sądu cywilnego swój wniosek o wydanie nieruchomości, argumentując, że stało się to bezprzedmiotowe, skoro dzierżawca wydał mu klucze do pomieszczeń.

- Żadnego przekazania gospodarstwa nie było - oponuje Władysław S. - Ludzie pana A. wyłamali kraty do pomieszczeń, przegonili moich pracowników z pola. Ja chcę tam wrócić i mam do tego prawo do 2015 roku.

Dzierżawca już skierował do sądu kolejny pozew o naruszenie jego stanu posiadania we Włodarach. Teraz to on domaga się wydania posesji i sądowego zakazania wstępu do Włodar Michałowi A. i jego ludziom. Nadal trwa też sądowy spór, kto ma ponieść koszty poprzedniego postępowania cywilnego, co faktycznie określi odpowiedzialność finansową jednej ze stron.

- Nowy właściciel jest dobrym gospodarzem. Widać, że dba o ten teren - komentuje mieszkaniec Włodar. - Dla mnie prawo własności jest święte. Nie wyobrażam sobie, żeby na moją ziemię ktoś wjechał bez zgody i obsiewał moje pole.

Ale wszystkiemu są winne unijne zasady przyznawania dotacji. Pieniądze bierze ten, kto obsiał teren i zebrał plony, a nie ten, kto jest właścicielem ziemi. Michał A. spotkał się też z mieszkańcami sąsiedniego bloku.

Nie miał do nich pretensji, że na części jego terenu urządzili plac zabaw dla dzieci. Zapowiedział, że nie będzie prowadzić w gospodarstwie żadnej uciążliwej działalności. Chce tylko otworzyć tam handel nawozami sztucznymi.

W kwietniu połowę pól we Włodarach obsiali ludzie pana S. Drugą połowę - pracownicy pana A. Młyny sprawiedliwości, które zazwyczaj mielą powoli, tym razem powinny przyspieszyć. Inaczej na żniwa dojdzie do trzeciej wojny - o plony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska