Sezam sam się nie otworzy

Joanna Jakubowska
Od dwóch lat opolskie samorządy nie potrafią zjednoczyć się, by czerpać korzyści z trasy A4. W Polsce jest około 236 kilometrów autostrad. Ponad 50 procent z nich przebiega przez województwa opolskie i dolnośląskie.

Na razie niewiele z tego wynika. Niejeden wójt, burmistrz czy wojewoda w Polsce zaprzedałby duszę diabłu, by mieć u siebie choć kawałek takiego skarbu. Bo autostrada to czynnik regionotwórczy, przyciągający inwestorów jak magnes. Według szacunków Generalnej Dyrekcji Dróg Publicznych w Opolu średni ruch na naszym odcinku to 10862 auta na dobę. Statystycznie więc w ciągu miesiąca opolski odcinek A4 przemierza grubo ponad 300 tysięcy samochodów. Ludzi w tych samochodach trudno policzyć, ale jeśli założyć, że jeden samochód wiezie przeciętnie dwóch pasażerów, to będziemy mieć 600 tysięcy ludzi przejeżdżających przez nasz region. Ta właśnie rzesza ludzi z rozlicznymi potrzebami powinna przyciągać inwestorów, bo jest to swoisty ruchomy rynek zbytu. Cały świat docenia jego chłonność, bo ludzie w drodze mają specyficzne potrzeby: muszą coś zjeść, skorzystać z toalety, przespać się, naprawić usterkę w samochodzie, zatankować benzynę, zrobić szybkie zakupy itd. Te wszystkie potrzeby można "po drodze" zaspokoić i, oczywiście, nieźle na tym zarobić. I stworzyć tysiące miejsc pracy.

Z obserwacji tego, co dzieje się (a raczej nie dzieje) wzdłuż opolskiego odcinka autostrady wynika, że nasze władze - zarówno wojewódzkie, jak i samorządowe - albo nie doceniają znaczenia autostrady albo nie wiedzą, jak jej potencjał wykorzystać. Tereny wokół autostrady to po prostu pustynia: na całej długości opolskiego odcinka jest sześć węzłów, czyli miejsc, w których można wjechać i zjechać z autostrady. To są potencjalne punkty, które powinny obrosnąć nie tylko siecią handlu i usług, ale także przemysłem. Bo tam gdzie jest rozwinięta sieć handlowa, gdzie biegną ważne szlaki komunikacyjne, tam warto także stawiać fabryki. Te walory doceniali budowniczowie miast i osad już w średniowieczu.
Ktoś może powiedzieć, że za szybko oczekujemy inwestycji i ich owoców, bo autostrada została oddana w całości do użytku w lipcu ubiegłego roku. Zanim jednak powstała, od dawna znany był jej szlak. O tym, że sama wiedza o jej przebiegu może być zaczynem skutecznych działań, pokazują przykłady z sąsiedniego województwa.

Odcinek Opole - Wrocław kończy się w Bielanach - dzielnicy leżącej na terenie podwrocławskiej gminy Kobierzyce. Bielany to dziś jedna z najbogatszych gmin w Polsce. To, co znajduje się w jej obszarze, to nie tylko centra handlowe, lecz także sieć różnorodnych usług i przemysł. Ulokowały się tu wielkie koncerny z całego świata, firmy: Cadburry, Pepsi Co., Makro Cash & Carry, Tesco, IKEA, Obi, Castorama, Kim Lan, Paola, Leonische Drahtwerke AG i wiele innych.
Stronę internetową tej gminy przecina bezustannie ruchomy napis "Kobierzyce - gmina sukcesu". Kobierzyce nie osiągnęły sukcesu z dnia na dzień. Jej rozwój trwa nieprzerwanie od momentu, gdy stało się wiadomym, że to miejsce będzie ważnym węzłem komunikacyjnym.
Władze gminy wykładają rzecz wprost: sukces gospodarczy to między innymi efekt dwóch rzeczy - doskonałego położenia geograficznego i przedsiębiorczości władz lokalnych, które od ponad dziesięciu lat konsekwentnie wykorzystują ten atut. W ciągu ostatnich lat w rejonie Kobierzyc zainwestowano setki milionów dolarów. Powstały tu tysiące miejsc pracy.
Gospodarczy sukces nie osłabia pędu do bogacenia i poprawiania wyników: gmina nadal reklamuje się, oferując inwestorom następne 50 hektarów uzbrojonych we wszystkie media, niezbędne do prowadzenia działalności produkcyjnej i handlowej. Prywatni właściciele oferują dodatkowo 200 hektarów w tym rejonie.
- Jak to się robi w Kobierzycach - zapytaliśmy o przepis na sukces sekretarza gminy Kobierzyce, Jerzego Sieka.
- Samo położenie geograficzne naszej gminy - w przebiegu autostrady A4 i przecięciu dróg nr 5 i 8 - nie wystarcza. Bez aktywności władz w pozyskiwaniu inwestorów nikt by tu nie przyjechał. Sukces to efekt systematycznej pracy samorządu i jego determinacji. Przede wszystkim trzeba weksponować walory gruntów, na których jest usytuowana gmina i konsekwentnie je reklamować. Nie można się załamywać tym, że na pięciu czy dziesięciu zainteresowanych inwestorów interes ubija się tylko z jednym. Skuteczna promocja trwa długo, poza tym trzeba wydać na to trochę pieniędzy: pojechać na targi, wydać materiały promocyjne, bezpośrednio wysłać oferty do konkretnych inwestorów. No i przede wszystkim ponieść niemałe nakłady na infrastrukturę.
Przejawem determinacji władz mogą być też zachowania niekonwencjonalne. Do legend należy wieść o tym, jak 10 lat temu, kiedy gmina była bardzo biedna, wójt Kobierzyc kazał za pożyczone pieniądze zrobić lotnicze zdjęcia gminy i wydrukować kolorowe foldery, które rozesłał do 120 biur handlowych na całym świecie. Wkrótce w Kobierzycach zaczęli pojawiać się kontrahenci.

ROZMOWA ZE ZBIGNIEWEM FURSEM, WÓJTEM GMINY OLSZANKA
Zmarnowaliśmy dwa lata
- Jak ocenia pan pomysł utworzenia związku gmin położonych wzdłuż autostrady?
- Jest to bardzo dobry pomysł, bo razem można zdziałać więcej. Tymczasem minęły dwa lata, a my stoimy w miejscu. W tym czasie uciekło nam dwóch poważnych inwestorów, nie tylko z powodu nieuzbrojenia terenu pod inwestycje, lecz także z powodu formalizmu i urzędniczego oporu ze strony władz wojewódzkich. Starałem się bezskutecznie o przekwalifikowanie gruntów rolnych na inwestycyjne. Widać, że rozwój terenów wokół autostrady nie jest dla wszystkich priorytetem.
- Jednak opowiadając się za przystąpieniem do związku, nie jest pan wolny od obaw.
- Tak, obawiam się, że silniejsi mogą nas po prostu wykolegować. Już pierwszy sygnał, że tak może się stać, popłynął do nas ze strony samorządowców ze Strzelec Opolskich. Już raz spotkało nas to, gdy staraliśmy się o fundusze ISPA na infrastrukturę komunalną. Nie dostaliśmy nic. Dla bogatej gminy wpłacenie 50 tysięcy złotych w postaci składki związkowej to niewielki wydatek, dla mojej gminy to bardzo duża kwota. Jeżeli trzeba płacić, to zrobimy to, ale nie na radę nadzorczą, która będzie brać za to honoraria.
- Ma pan żal do władz wojewódzkich i do posłów, że nie pomagają gminom w zagospodarowaniu terenów wzdłuż autostrady?
- Tak, bo przy ich wsparciu związek mógł powstać dwa lata temu, a poprzedni wojewoda był bardziej zajęty grami z Urzędem Marszałkowskim, niż konstruktywnym działaniem na rzecz województwa. W efekcie kierowcy przejeżdżający przez nasz teren nie mają gdzie zatankować benzyny i wędrują pieszo z bańkami do najbliższej stacji. Za potrzebą natomiast zatrzymują się w lesie. Sprawdziło się to, co powiedział dwa lata temu Czesław Tomalik, przewodniczący Związku Gmin Śląska Opolskiego: samochody będą przejeżdżały przez Opolszczyznę, nie zatrzymując się.
Rozmawiała Joanna Jakubowska

Włodarze opolskich gmin są na etapie dyskusji, opracowywania planów zagospodarowania przestrzennego terenów wzdłuż autostrady, szukania pieniędzy na ich uzbrojenie. Dwa lata temu, z inspiracji zarządu województwa, burmistrzowie i wójtowie próbowali powołać związek gmin położonych wzdłuż autostrady dla ich gospodarczego zaktywizowania, ale nic z tego nie wyszło. Związek jest dobrym pomysłem, bo gminy samodzielnie nie są w stanie udźwignąć kosztów inwestycji infrastrukturalnych, a występując wspólnie, mogą starać się o pieniądze z funduszy unijnych. Jednak zawiązanie związku samorządowego nie powiodło się, bo każda gmina z osobna chciała mieć największe korzyści z uczestniczenia w związku. Już w czasie roboczych spotkań między gminami rozpoczęła się rywalizacja: każdy chciał ugrać jak najwięcej dla siebie.
Od tamtego czasu ukończono budowę opolskiego odcinka A4, a na terenach przylegających do autostrady nadal nic się nie dzieje. Gdyby wtedy, dwa lata temu, powstał wspólny projekt zagospodarowania terenów wzdłuż autostrady, to już w tym roku gminy miałyby szansę zdobyć 70 procent z 11 mln euro w ramach programu PHARE, a tak pójdą one na infrastrukturę okołobiznesową, ale nie wzdłuż autostrady, lecz na innych terenach. Aby starać się o pieniądze unijne, trzeba przedstawić w Brukseli precyzyjny projekt. Ten nie miał szansy powstać, bo gminy, działając w pojedynkę, nie są w stanie go przygotować - najskromniejszy projekt musi mieć wartość co najmniej 2 mln euro, co przekracza wartość inwestycji na pojedynczym terenie.

Wczoraj w Urzędzie Marszałkowskim reprezentanci gmin leżących wzdłuż autostrady spotkali się z Hubertem Niepalą, członkiem zarządu województwa, by jeszcze raz podjąć próbę powołania związku samorządowego A4 dla aktywizacji obszarów leżących w pasie tej trasy. Większość gmin zgłosiła akces do związku, widząc w nim szansę na zrealizowanie swoich celów. Niestety, tym razem walka będzie toczyć się o wiele mniejsze pieniądze: tylko 2,36 mln euro województwo opolskie ma do zdobycia w ramach kontraktów przyszłorocznych. Jeśli jednak i tym razem wszyscy nie zjednoczą się wokół jednego celu, to teren wzdłuż autostrady nadal pozostanie pustynią.
- W jedności siła - przekonywał Hubert Niepala samorządowców, wątpiących w celowość wspólnych działań. - Życie nas nauczyło, że musimy się zjednoczyć. Tereny wokół zjazdów z autostrady musimy zagospodarować jak najszybciej, bo wtedy powstaną miejsca pracy i źródła dochodów dla gmin. Pierwszym krokiem będzie przygotowanie dokumentacji pod inwestycje infrastrukturalne. Musimy wspólnie szukać pieniędzy.
Tadeusz Kauch, wójt Ujazdu, już na początku wyraził obawę, że samorządy zaczną konkurować z sobą, dlatego lepiej będzie powołać trzy związki, skupiające mniej członków. Małym będzie łatwiej dojść do porozumienia.
Niepala zdecydowanie odrzucił taki pomysł: związek będzie reprezentował interesy wszystkich członków i nikt, kto przystąpi do niego, nie będzie traktowany lepiej ani gorzej. Wszystkie tereny muszą być przygotowane jednakowo, a o wyborze lokalizacji inwestycji zadecyduje i tak inwestor.
Nie obeszło się też bez zarysowania pierwszych linii podziału w gronie nieukonstuytuowanego jeszcze związku: na bogatych i biednych.
Burmistrz Strzelec Opolskich Krzysztof Fabianowski dał do zrozumienia wójtom i burmistrzom z gmin zachodnich (Olszanka, Grodków, Lewin Brzeski), że z równością szans wszystkich członków winna wiązać się równość ról i obowiązków, sugerując, że samorządy o słabszym potencjale ekonomicznym, mogą nie sprostać finansowo zadaniom, które trzeba będzie wspólnie realizować.
- Jeżeli padnie hasło, że wykładamy wszyscy po 50 tysięcy złotych, to wy jesteście w stanie to zrobić? - zapytał Fabianowski Zbigniewa Fursa, wójta Olszanki.
- Każdy będzie miał równe szanse - zapewnia Hubert Niepala. - Wysokość składki będzie ustalona wspólnie i musi zostać zaakceptowana przez wszystkich. Jeśli to przekroczy możliwości któregoś samorządu, to będziemy starać się o dofinansowanie.
Kolejne spotkanie samorządowców z zarządem województwa ma się odbyć w marcu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska