Sztandar wyprowadzić, czyli jak umiera opolskie SLD

Artur  Janowski
Artur Janowski
Dla nikogo nie było tajemnicą, że liderzy opolskiego Sojuszu: Piotr Woźniak (z prawej) i Tomasz Garbowski zwyczajnie się nie lubią.
Dla nikogo nie było tajemnicą, że liderzy opolskiego Sojuszu: Piotr Woźniak (z prawej) i Tomasz Garbowski zwyczajnie się nie lubią. Fot. Paweł Stauffer
Kiedyś Sojusz rządził Opolem i regionem, a duże grono działaczy rozdawało stanowiska. Dziś aktywni członkowie miejskiego SLD mieszczą się w jednym pokoju, a były lider szukał niedawno pracy u największego przeciwnika.

Sojusz Lewicy Demokratycznej szoruje obecnie o sondażowe dno, ale do tej pory zawsze 1 maja organizował w Opolu obchody Święta Pracy. Wprawdzie czas czerwonych pochodów minął już wiele lat temu, za to skutecznie kultywowano tradycyjne przemówienia, a pod pomnikiem Bojowników o Polskość Śląska Opolskiego zbierali się sympatycy lewicy.

W tym roku było ich nie tylko wyjątkowo mało, ale też imprezę po raz pierwszy zorganizowało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Wprawdzie SLD było, ale bardziej wyróżniały się namioty Zakładu Ubezpieczeń Społecznych czy Ochotniczych Hufców Pracy.

- Za rok pewnie stanie stoisko informujące o zaletach PiS-owskiego programu 500 Plus - kpi jeden z byłych działaczy SLD, który był pod pomnikiem. - Przyszedłem porozmawiać ze znajomymi, tylko że ich stale ubywa, podobnie jak członków SLD. Ta partia umiera, ci, co zostali, są w niej tylko z sentymentu. Nic więcej tam nie zostało.

- Nieprawda, pogłoski o naszej śmierci są mocno przesadzone - odpiera Piotr Woźniak, niedawno znów wybrany na szefa wojewódzkiego SLD. - W tym roku Święto Pracy miało inną formułę ze względu na prośbę naszego partnera, którym jest OPZZ. Nie jest jednak powiedziane, że tak będzie zawsze.

- Opole to dla nas ważne miasto, gdzie zawsze mieliśmy spore poparcie, gdyby nie wpadka z wyborów samorządowych, to nadal mielibyśmy klub radnych w radzie, a może też prezydenta - mówi Woźniak.

Z legitymacją nie przyjmują

Na główny fotel w ratuszu spore szanse miał poseł SLD Tomasz Garbowski. Początkowo był sondażowym liderem, który jednak nie wytrzymał presji ze strony ekipy Arkadiusza Wiśniewskiego, obecnego prezydenta Opola. Skończyło się tym, że miejskie SLD nie potrafiło nawet zebrać wymaganej liczby podpisów pod listami do rady miasta, a to z kolei wykluczyło Garbowskiego z rywalizacji.

Po tej kompromitacji przyszła klęska w wyborach parlamentarnych, gdzie wprawdzie poseł zrobił niezły wynik, lecz lista Zjednoczonej Lewicy (koalicja lewicowych organizacji) dostała za mało głosów i Garbowski, tak jak całe SLD, znalazł się na politycznym aucie. Poseł długo szukał pracy, a papiery złożył nawet u swojego przeciwnika w ratuszu.

Konkurs na stanowisko naczelnika wydziału sportu przegrał, a dopiero niedawno dostał pracę w Regionalnym Centrum Rozwoju Edukacji. Tyle że wcześniej musiał pożegnać się z partią.

- To znamienne i dobrze oddające sytuacje, że teraz, aby dostać pracę, trzeba rzucić legitymację SLD - komentuje dr Błażej Choroś, politolog z Uniwersytetu Opolskiego.

Szyld Sojuszu jest wciąż rozpoznawalny, ale od dawna nie niesie do wyborczych zwycięstw. Kiedy były poseł SLD Tomasz Garbowski dwukrotnie starał się o fotel prezydenta Opola, logo partyjne miał schowane. Wprawdzie korzystał z partyjnych funduszy, ale wolał prezentować się jako kandydat szerszej grupy społecznej. Dziś Garbowski jest poza polityką.

- Byłem w niej aż 16 lat i powiedziałem dość, czas na innych - tłumaczy były parlamentarzysta, który jeszcze w kwietniu kierował SLD w Opolu.

O jego następców jest piekielnie trudno. Piotr Mielec, jedyny radny SLD w Opolu, do przejęcia sterów po pośle się nie pali. Na razie miejską strukturą kieruje Józef Ciupek, który w latach 90. był opolskim radnym. Sam przyznaje jednak, że przewodnictwo przejął na jakiś czas, bo innych chętnych nie było.

- Musimy się ogarnąć, zacząć wychodzić do ludzi i pokazywać, że wciąż działamy i wbrew temu, co o nas mówią, nadal żyjemy - przekonuje przewodniczący.

Szkopuł w tym, że Ciupek jest w wieku emerytalnym, a na głowie własną firmę, którą od lat prowadzi. Na ostatni zjazd wojewódzki w Namysłowie przewodniczący nie pojechał, bo... nie miał czasu. Trudno uwierzyć, aby miał go więcej na działalność partyjną.

- Nie jestem sam, niebawem będziemy bardziej widoczni, zamierzamy np. zbierać podpisy pod referendum w sprawie aborcji - opowiada Ciupek.

Kiedyś takie akcje miał kto robić, ale teraz w miejskim SLD zostało niewiele ponad 50 osób. Dla porównania: kiedy lewica miała władzę, tylko w Opolu legitymację miało ponad 500 członków.

- Pamiętam czasy, kiedy legitymacje jednej partii mieli niemal wszyscy, i nikt już nie chce do tych czasów wracać - mówi Ciupek. - Teraz zostali w SLD ci, którzy są dla idei, a nie dla tzw. fruktów. Jestem przekonany, że czas na lewicę jeszcze przyjdzie, zwłaszcza że to, co robi PiS-owski rząd prędzej lub później się ludziom zbrzydzi. Dziś nie liczy się to, czy ktoś ma kompetencje, tylko czy jest jakoś powiązany z PiS. Będziemy takie przypadki pokazywać, piętnować, a nie zajmować się sobą. Tego w ostatnich latach było stanowczo za dużo.
Wojny nikomu nie służą

W SLD nikt nie ma wątpliwości, że nieustający konflikt pomiędzy obecnym liderem Piotrem Woźniakiem i posłem Tomaszem Garbowskim też miał wpływ na spadające poparcie. Po pierwsze dlatego, że zgoda - nawet jeśli jest tylko na pokaz - daje bonus u wyborców, po drugie - działacze Sojuszu, zamiast pracować na rzecz partii, ścierali się pomiędzy sobą.

- Rywalizacja jest zdrowa, ale ta przerodziła się w wojnę domową, który zaowocowała m.in. tym, że ani Woźniak, ani Garbowski nie mieli jedynki na liście w ostatnich wyborach do Sejmu - przypomina jeden z polityków lewicy.

Obaj panowie, odkąd Woźniak zluzował Garbowskiego na fotelu szefa struktury wojewódzkiej, nie przepadają za sobą. Atmosferę niechęci podgrzała dodatkowo wpadka z wyborów samorządowych w 2014 roku, kiedy miejskie SLD nie zebrało wystarczającej liczby podpisów. W pewnym momencie Garbowski obwiniał o to publicznie Woźniaka, a wśród członków SLD krążyła nawet plotka o rzekomym podłożeniu trefnych dokumentów.

- Jakoś inne ugrupowania potrafiły złożyć wymaganą liczbę podpisów - zżyma się jeden z działaczy SLD, który prosi o anonimowość. - Osobiście nie wierzę w żadnego agenta w naszych szeregach, bo w tym przypadku Woźniakowi na zwycięstwie Garbowskiego akurat bardzo zależało. Przecież gdyby Tomek wygrał wybory samorządowe, to nie biłby się już z Piotrkiem o jedynkę na liście do Sejmu w wyborach w 2015 roku. Twórcy teorii spiskowych powinni sobie to wbić do głowy.

Obecnie do tej historii nikt już nie chce specjalnie wracać. Zwłaszcza że jeszcze przed Garbowskim z SLD odeszło sporo młodych działaczy, którzy go wspierali. W pewnym momencie doszło nawet do tego, że zniknęła cała młodzieżówka.

- Nie chcemy uczestniczyć w wojnie wewnętrznej pomiędzy przewodniczącym Woźniakiem a posłem Garbowskim - tłumaczył Grzegorz Zwolak, ostatni działacz młodzieżówki, który w połowie 2015 roku rzucił partyjną legitymacją.

Większość młodych zraziła się do polityki, niektórzy odeszli do partii Zielonych, inni do bardzo widocznej ostatnio partii Razem, która wprawdzie nie dostała się Sejmu, ale i tak była największym zaskoczeniem ubiegłorocznych wyborów. Także w Opolu bardziej widoczne jest Razem niż SLD, które ma za sobą zdecydowanie większe doświadczenie w polityce.

- Ale nie ma energii, nie ma pomysłów na siebie - ocenia dr Błażej Choroś, politolog z Uniwersytetu Opolskiego. - To nie jest tylko problem opolskiej struktury, ale całego SLD, w którym jeszcze niedawno liderem był Leszek Miller, a obecnie jest nim Włodzimierz Czarzasty. Obecny Sojusz to trochę taki polityczny skansen, w którym można jakoś żyć, ale trudno mówić o rozwoju lub zwiększaniu poparcia. Na tym tle Razem prezentuje się lepiej, choć jeśli ktoś się wczyta w program tej partii, to zobaczy, że jest ona bardziej radykalna.
Dr Choroś zauważa, że obecnie dla lewicy - i to nie tylko w Polsce - nadszedł trudny czas. Wyborcy kierują się w stronę partii określających się jako prawicowe lub nacjonalistyczne.

- Pewnie kiedyś nastąpi zmiana tej tendencji, ale czy SLD przetrwa do tego czasu? Trudno powiedzieć, nic nie wskazuje na to, by potrafili odbić się od dna - ocenia Choroś.

- SLD zatraciła swoją ideowość, a elektorat socjalny, do którego kiedyś ta partia często się odwoływała, ulokował swoje uczucia w PiS - ocenia dr Grzegorz Balawajder, politolog z Uniwersytetu Opolskiego. - Sojusz przyjął chyba teraz strategię na tzw. przeczekanie. To jest nadal jakiś szyld, są pieniądze i nieruchomości, z których można żyć. Najbliższe lata pokażą, czy partia zamieni się np. w niewielkie ugrupowanie typu Stronnictwo Demokratyczne, czy też może dzięki formule jakieś lewicowej koalicji powróci do Sejmu. Będzie o to bardzo trudno, ale w polityce, podobnie jak w życiu, nigdy nie mów nigdy.

Sztandaru nie wyprowadzą

Były poseł SLD Andrzej Namysło, a dawniej także lider wojewódzkiego SLD, pamięta, jak w 1990 roku wyprowadzał sztandar PZPR, co było symbolicznym końcem partii, przez 40 lat rządzącej w Polsce.

- Wtedy myśleliśmy, że do władzy wrócimy najwcześniej za 20 lat, a przecież wydarzyło się to znacznie szybciej - wspomina Namysło. - Wyprowadziłem już jeden sztandar i drugiego nie zamierzam. SLD jest teraz w trudnym okresie, ale im bliżej będzie do kolejnych wyborów parlamentarnych, tym częściej będą się pojawić głosy o łączeniu sił na lewicy, aby odsunąć Prawo i Sprawiedliwość od władzy.

Działacze pocieszają się także tym, że w ostatnich wyborach na listę Zjednoczonej Lewicy zagłosowało ponad 22 tysiące Opolan, a w kraju lewicę poparło ponad milion wyborców.

- Tylko zy SLD to jeszcze lewica? - pyta Michał Pytlik, rzecznik opolskiej struktury Razem. - To my mówimy głośno o prawach kobiet, o umowach śmieciowych, stajemy w obronie najsłabiej uposażonych pracowników. Obecnie nie mamy w planach współpracy z SLD, które nawet nie próbuje zabierać głosu w debacie publicznej dotyczącej tych tematów. Oczywiście jeśli przyjdą na nasze akcje, na pewno ich nie wygonimy.
- Nic na siłę - odpowiada Piotr Woźniak. - Lewica we Francji czekała na dojście do władzy 18 lat, a my mamy za sobą dopiero 11. Tym, którzy nas pogrzebali, odpowiadam, że do najbliższych wyborów samorządowych będziemy dobrze przygotowani. Strukturę w Opolu trzeba odbudować i wzmocnić, chcemy też wystawić swojego kandydata na prezydenta. W polityce bardziej od programu liczą się emocje i konsekwencja. Tej drugiej nam nie brakuje, a o emocje w najbliższych miesiącach się postaramy. Sojusz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa - zapewnia Woźniak. Kłopot w tym, że dziś w samym SLD już mało kto w te słowa wierzy.

Opolskie SLD wciąż nie potrafi przyjąć wspólnego stanowiska wobec prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego. Piotr Mielec, ostatni radny lewicy w radzie miasta, jest w opozycji, czyli zadaje pytania, ma sporo wątpliwości, stara się wytykać błędy w sprawie procesu powiększenia Opola. Tymczasem niemal w tym samym czasie Piotr Woźniak - lider wojewódzki SLD - pomysł zmiany granic publicznie i bezkrytycznie popiera. Wcześniej w kampanii parlamentarnej Woźniak wspierał też Witolda Zembaczyńskiego, radnego prezydenta i jednocześnie lidera opolskiej Nowoczesnej.

- Taki rozdźwięk jest fatalny, bo potencjalny wyborca z Opola nie wie, czy my jesteśmy za czy może jednak przeciw obecnemu prezydentowi - komentują w miejskiej strukturze Sojuszu.

Warto też pamiętać, że w ratuszu - już po wygranych przez Wiśniewskiego wyborach - znalazł pracę Paweł Kampa, członek zarządu wojewódzkiego SLD.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska