Wyznania mordercy. Grodków odetchnął, gdy Tomasz M. dostał dożywocie

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Podczas procesu Tomasz M. powiedział, że przyznał się do kolejnego morderstwa, bo chce się wreszcie zmienić oraz wyprostować swoje życie.
Podczas procesu Tomasz M. powiedział, że przyznał się do kolejnego morderstwa, bo chce się wreszcie zmienić oraz wyprostować swoje życie. Sławomir Draguła
Tomasz M. to bestia. Razem z bratem dla pary butów zabił 21-latka z Grodkowa. Wcześniej, "na stypie" po ojcu, udusił sąsiada, ale do tej zbrodni przyznał się po latach, odsiadując już dożywocie. Twierdzi, że się nawrócił.

Ścisłe centrum Grodkowa. Trzypiętrowa kamienica przy ul. Świerczewskiego, bocznej od rynku, zaledwie kilkadziesiąt metrów od ratusza. Parter budynku pomalowany na pomarańczowo, wyższe kondygnacje na żółto.

To właśnie na parterze tego budynku razem z matką, ojcem i rodzeństwem mieszkał 32-letni dziś Tomasz M. Mieszkał, bo od trzech lat jest na garnuszku państwa. Odsiaduje dożywocie za zabójstwo. Zresztą wcześniej też w domu bywał tylko gościem, w przerwach odbywania kolejnych wyroków.

- Panie, nie ma w Grodkowie człowieka, który nie znałby tej rodziny - mówi jedna z sąsiadek rodziny M. - Tam wszyscy są na bakier z prawem. Prawdę mówiąc, to nie dziwię się, że Tomek zabił. Zawsze był z niego chuligan. Kradzieże, bójki, rozboje. Była tylko kwestia czasu, kiedy popełni zbrodnię, no i popełnił, nie jedną...

Cała rodzina M. nie ma najlepszej opinii w Grodkowie. To taki rodzinny gang - powiadają o nich miejscowi.

1

- Odkąd pamiętam Tomek wchodził w konflikt z prawem. Kradzieże czy bójki były na porządku dziennym - mówi kolejna kobieta, którą spotykamy na ul. Świerczewskiego. - Zresztą reszta jego braci nie jest lepsza. Wychodzą z poprawczaka, idą do pudła. Dla nich policja, sądy i więzienie to naturalna kolej rzeczy.

Przeoczyli morderstwo

52-letni Andrzej J. od lat był sąsiadem Tomasza M. Mieszkali w jednej kamienicy. On na piętrze, rodzina M. na parterze.

29 grudnia 2008 roku jeden z mieszkańców Grodkowa znalazł go przypadkiem martwego w mieszkaniu. Leżał w łóżku przykryty kocem, a raczej, raczej leżało to, co z niego zostało, bo ciało było w daleko posuniętym rozkładzie.

Na miejsce przyjechali policjanci, lekarze, prokurator. Ruszyła śledcza machina.

Po jakimś czasie sprawę zamknięto, bo jako przyczynę śmierci uznano zatrucie alkoholowe. Mężczyzna znany był w okolicy z tego, że za kołnierz nie wylewał, więc - wszystko się zgadzało. Lekarze medycyny sądowej stwierdzili, że po tylu dniach od zgonu w organizmie mężczyzny były jeszcze aż ponad trzy promile alkoholu.

Natomiast sekcja zwłok szczątków nie wykazała, by do śmierci mogły przyczynić się osoby trzecie. Ciało więc wydano bliskim, potem odbył się pogrzeb. Andrzej J. spoczął w grobie na miejscowym cmentarzu, a po kilkunastu dniach sąsiedzi zapomnieli o tym, że w ogóle mieszkał w ich kamienicy. Tak było przez cztery lata.

List z więzienia

Z początkiem ubiegłego roku na biurko Anny Kaweckiej, prokurator rejonowej w Nysie, trafił list od Tomasza M. Mężczyzna od dwóch lat odsiadywał już dożywocie za głośną zbrodnię na 21-letnim mieszkańcu Grodkowa.

- Na kartce osądzony napisał odręcznie, że chciałby opowiedzieć nam o jeszcze jednym przestępstwie, które popełnił, a które nie zostało wyjaśnione i osądzone - opowiada Anna Kawecka. - Sprawę przekazałam od razu prokuratorowi, który oskarżał wcześniej Tomasza M.

Okazało się, że chodzi o kolejne morderstwo. Podczas wizyty prokuratora w zakładzie karnym Tomasz M. przyznał się, że to on zabił Andrzeja J. Jak na spowiedzi opowiedział o szczegółach zbrodni.

W grudniu 2008 roku zmarł ojciec Tomasza. Mężczyzna chorował od dłuższego czasu. Pogrzeb wyprawiono w Wigilię świąt Bożego Narodzenia.

- Po pogrzebie byłem jakiś nieswój, piłem alkohol, chodziłem bez celu - mówił w sądzie Tomasz. - W pewnym momencie zapukał do moich drzwi sąsiad i poprosił, bym poszedł do sklepu zrobić mu zakupy. Jakieś jedzenie, papierosy, alkohol. Kupiłem, co chciał i zaniosłem mu do mieszkania, potem zaczęliśmy razem pić.

W biesiadzie uczestniczył też kolega Tomasza. W pewnym momencie Andrzej J. zapytał, czy nie wiedzą, którego z sąsiadów dziś pochowano. Tomasz odpowiedział, że jego ojca. Wtedy gospodarz imprezy wypalił, że "w końcu zdechł". Tak podpisał na siebie wyrok.

- Wówczas coś we mnie pękło i rzuciłem się na sąsiada. Powstrzymywał mnie kolega, ale nie zdołał - tłumaczył Tomasz M.

Mężczyzna zaczął dusić Andrzeja J. Zaatakowany 52-latek najpierw dostał drgawek, a potem stracił przytomność. Napastnik położył go wtedy na tapczanie i wyszedł z mieszkania, razem z nim opuścił je jego znajomy.

Po ujawnieniu tych rewelacji przez Tomasza M. prokuratura zarządziła ekshumację ciała Andrzeja J. Biegły, który badał szczątki, stwierdził, że mogło dojść do uduszenia.

Tomasz M. usłyszał więc zarzut zabójstwa. Jego proces ruszył w marcu tego roku. Nieprawomocny jeszcze wyrok - 15 lat więzienia - usłyszał niespełna trzy tygodnie temu przed Sądem Okręgowym w Opolu.

- Okolicznością obciążającą jest przede wszystkim uprzednia karalność oskarżonego, ale również to, że zabił człowieka, który zaprosił go do własnego domu - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Zbigniew Harupa z Sądu Okręgowego w Opolu.

Ale sąd dopatrzył się również okoliczności łagodzących.

- Gdyby oskarżony sam nie przyznał się do winy, nie wysłał listu do prokuratury, a potem nie opowiedział, jak doszło do morderstwa, to sprawa ta nie ujrzałaby światła dziennego do dnia dzisiejszego - kontynuował Zbigniew Harupa. - Zgon ten uznany był bowiem za naturalny.

Więzienie go zmieniło?

Podczas rozmowy z prokuratorem Tomasz powiedział, że przyznał się do kolejnej zbrodni, bo chce się wreszcie zmienić oraz wyprostować swoje życie. I to mimo tego, że odsiaduje już wyrok dożywotniego pozbawienia wolności.

- Napisałem list do prokuratury, ponieważ mam wyrzuty sumienia z powodu tamtej zbrodni. Chodzę na spotkania grupy religijnej, dręczą mnie wyrzuty sumienia, chcę się oczyścić z reszty grzechów - tłumaczył wówczas.

Anna Kawecka, prokurator rejonowy w Nysie, przyznaje, że taka "spowiedź" zza krat nie jest codziennością.

- To dobrze, że postanowił nam o tym opowiedzieć. Chcę wierzyć, że skazany zmienia się na lepsze, że resocjalizacja działa - mówi prokurator. - Szkoda tylko, że nie zrobił tego przed tym, jak trzy lata temu sąd skazywał go na dożywocie za inne morderstwo, ale lepiej późno niż wcale.

Zabił dla pary butów

Za co Tomasz trafił do więzienia na dożywocie? To słynna sprawa zbrodni, którą popełnił w lutym 2009 roku, niespełna dwa miesiące po tym, jak zamordował sąsiada z góry. Do spółki z niespełna siedemnastoletnim bratem Ryszardem skatowali na śmierć młodego mieszkańca Grodkowa.

Swoją ofiarę spotkali przypadkowo. Na rogatkach Grodkowa, na krzyżówce wylotowej na Wrocław i Brzeg, 21-letni Marek Medyński jak zwykle czekał na stopa.

Do dziś nie wiadomo tak naprawdę, dlaczego nie spodobał się braciom M. Bandyci uderzyli go w głowę kamieniem, wepchnęli do przydrożnego rowu, pobili, skopali, znęcali się nad nim, przyciskali jego szyję do ziemi kolanem. Nie przestali nawet wówczas, gdy z jego gardła dobiegało agonalne charczenie.

Skończyli dopiero, gdy chłopak nie dawał już oznak życia. Wtedy z nóg zdjęli mu buty, a ściślej mówiąc - warte około 200 złotych glany. Chłopak kupił je za pieniądze, które dostał od taty.

Gdy wrócili do domu, spanikowali i wrzucili je do pieca. Masywne, wyposażone w metalowe elementy buty nie spłonęły jednak do końca. Znaleziona przez policję w piecu blacha była jednym z dowodów w sprawie.

Co ciekawe, Tomasz M. kilka tygodni przed zbrodnią wyszedł z więzienia. Sąd udzielił mu przedterminowego zwolnienia z siedmioletniego wyroku za kradzieże i pobicie, bo miał pomagać matce w opiece nad schorowanym wówczas ojcem. Na ławie oskarżonych zasiadł więc jako recydywista.

13 lipca 2010 roku Sąd Okręgowy w Opolu skazał Tomasza M. na dożywocie. Kiedy prowadzący proces sędzia Zbigniew Harupa, odczytując wyrok, wypowiedział słowa "... i wymierzam mu karę dożywotniego więzienia", Tomasz M. opuścił tylko głowę, a na jego twarzy zarysował się grymas rozpaczy.

W tym momencie zrozumiał chyba, że już przez resztę życia cela może być jego domem. Jego brat Ryszard, który w momencie popełniania przestępstwa miał zaledwie 17 lat, usłyszał wyrok 15 lat więzienia. W apelacji wrocławski sąd podwyższył mu jednak karę do 25 lat więzienia.

- Odkąd ci bandyci są za kratami, Grodków jest bezpieczniejszy - mówi ekspedientka w jednym ze sklepów spożywczych w pobliżu kamienicy, w której mieszkał bezwzględny zabójca. - Kiedyś to strach było przechodzić ich ulicą. Świadomość tego, że Tomek już do nas raczej nie wróci, jest budująca...

Reportaż Sławomira Draguły ukazał się po raz pierwszy w 2013 roku pod tytułem "Wyznania mordercy". Przypominamy go w ramach cyklu "Hity nto", w którym będziemy publikować dla Was nasze najciekawsze teksty.

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska