Fydrych: krasnoludki są na świecie

Klaudia Bochenek
Rozmowa z Waldemarem Fydrychem, liderem Pomarańczowej Alternatywy, polskim happenerem, pisarzem, artystą i… krasnoludkiem.

- Krasnoludki są czasem poważne?
- Które?

- No, te pomarańczowe…

- Hmm… Kiedyś zorganizowałem komitet wyborczy Weselsza i Kompetentna Warszawa. Wówczas wszyscy się zastanawiali, czy ktoś, kto jest wesoły, może być kompetentny. Myślę, że w kabarecie wszyscy są kompetentni, chociaż z drugiej strony spora część kabareciarzy wesoła jest tylko na scenie, a poza nią zwyczajnie poważna…

- A politycy?

- Z nimi gorzej, bo z kompetencji polityka najczęściej nic nie wynika. Za to są weseli, choć ostatnio coraz mniej. Taką prawidłowość zauważyłem - im bliżej kampanii wyborczej, tym są mniej zabawni.

- To może wróćmy do krasnoludków…

- My byliśmy, jesteśmy i, mam nadzieję, zawsze będziemy weseli. Ale póki co - i na szczęście - jeszcze nie na koszt podatnika. I to właśnie nas odróżnia od świata politycznego.

- Odróżnia, ale czy skutkuje?

- Różnie to bywa. Wszystkie kampanie, w których komuś pomagam, są zwycięskie, z wyjątkiem tych własnych. We Francji pomagałem przyjaciółce dostać się do Parlamentu Europejskiego - udało się, na Ukrainę pojechałem z krasnoludkami - Juszczenko wygrał wybory. Tylko wybory, w których osobiście biorę udział, okazują się fiaskiem, mimo że wszyscy wokół twierdzą, że kampania jest przednia.

- Może jest pan za bardzo zabawny, mało poważny, to i myślą, że kompetencji brak.
- Jak patrzę z perspektywy dwudziestu lat, to myślę, że moim kompetencjom niczego nie brak. One były i są. Chciałem kiedyś, by senat ogłosił generała Jaruzelskiego imperatorem. Gdyby tak się stało, bylibyśmy dziś dość widoczni i znaczący na świecie. Propozycji miałem całe mnóstwo, mimo to przegrywałem. Dopóki eliminowali mnie kandydaci Solidarności i komunistów, to jeszcze jakoś szło, ale jak mnie już dyrektor ogrodu zoologicznego pokonał, musiałem zacząć zastanawiać się nad sobą i szybko wyciągać daleko idące wnioski co do własnego położenia jako polityka.

- I jakie one były?

- Wyjechałem do Francji. Po powrocie postanowiłem zostać prezydentem Warszawy. Zamierzałem być kompetentny. Tym bardziej że inni kandydaci również. Na jednym zebraniu bardzo kompetentnie gadali o parametrach nowoczesnych tramwajów, które mogą jeździć po torach kolejowych. Wtem nachyla się do mnie obecny poseł Piechociński, wówczas również kandydat na prezydenta, i mówi: "Panie majorze, co tam te parametry, tramwaje, rozstaw osi. Dajmy sobie z tym spokój. Nie ma to jak latające dywany!". Wybory oczywiście przegrałem, ale tym razem przynajmniej udało mi się pokonać kandydatów partii politycznych.

- I nawet gamonie nie pomogły?

- Właśnie, gamonie. Wymyśliłem razu pewnego, że skoro wszyscy mówią, że zwykle wybierani są gamonie, to jak zadeklarujemy, że gamonie są wśród nas, to ludzie będą uważali, że należy nas wybrać. No, a gdyby gamonie sobie nie radziły, to krasnoludki będą im pomagać. I tak powstał komitet wyborczy Gamonie i Krasnoludki. Wcale nie mieliśmy takiego złego wyniku - wyprzedziliśmy PSL i Ligę Polskich Rodzin. Wojciech Wierzyński rzekł wówczas bardzo mądrą rzecz, a mianowicie stwierdził, że nie wiedział, że gamoni jest w Warszawie tak dużo…

- To skoro już wiemy, skąd wzięły się gamonie, to może jeszcze trochę genezy: Krasnoludki, Pomarańczowa Alternatywa…

- Kolega chciał zrobić gazetkę pt. "Pomarańczowa Alternatywa", ale nie bardzo umiał. Pomogłem mu, bo zależało mi na spotkaniu z pewną młodą damą, która nie chciała się ze mną umówić, gdyż tato kazał jej iść na strajk. Poszliśmy więc na ten strajk i tam kolportowaliśmy tę naszą gazetkę. Było nawet spore zainteresowanie, łącznie z tym, że komitet strajkowy chciał nas ocenzurować, bo rzekomo kompromitowaliśmy ich. Powiedzieli, że nie po to walczą z komuną, żeby słuchać reggae. W owym komitecie była nawet ważna dzisiaj figura, minister Zdrojewski. Tak powstała gazetka, a za nią happeningi z krasnoludkami na czele.

- No właśnie, jak to było z tymi krasnoludkami?

- Na murach było dużo plam - niektóre po krótkich hasłach, takich jak na przykład "Solidarność", inne nieco większe obszarowo - po napisach: "Uwolnić niewolnicę Isaurę i więźniów politycznych". No i te plamy korciły. Najpierw chciałem malować anioły, ale ze skrzydłami za dużo roboty. A trzeba było szybko się uwijać, żeby milicja nie złapała. Zobaczyłem wówczas na jakimś festynie faceta przebranego za krasnala i pomyślałem: to jest to. I tak się zaczęła zabawa ze służbami.

Na całym świecie jeśli władza zanadto odstaje od społeczeństwa, traci z nim kontakt i staje się absurdalna


- Czyli krasnoludki nie były poprawne politycznie?

- Zależy od punktu widzenia. Nie raz byłem na ich okoliczność przesłuchiwany. Choćby w Łodzi. Oficer przez pół nocy usiłował się dowiedzieć, co znaczą krasnoludki i dlaczego je malujemy. Najpierw powiedziałem, że nie powiem, bo nie wierzę w jego dyskrecję, ale w końcu po wielokrotnych jego przyrzeczeniach i obietnicach odrzekłem, że to, co uprawiałem na murach, to była dialektyka w sztuce oraz że jestem najwybitniejszym sukcesorem myśli Engelsa i Marksa, ale w zakresie estetyki. I że to było malarstwo dialektyczne - tezą był napis "Solidarność", antytezą - plama, a syntezą - krasnoludek. A oni to wszystko skrzętnie notowali. Rano jeszcze się na nich dodatkowo obraziłem, że protokół spisuje oficer z ruchu drogowego…

- Oni też mówili do pana "majorze"?

- Bywało. Majorem zostałem na terenie przychodni zdrowia psychicznego dla studentów. Po raz pierwszy tak do mnie zwrócił się pewien psychiatra, od którego chciałem dostać zaświadczenie, iż nie nadaję się do szkoły oficerów rezerwy. Przyjaciele stwierdzili, że do przychodni psychiatrycznej mogę udać się bez specjalnego przygotowania, bylebym zachowywał się naturalnie. Toteż poszedłem. Po kilku, a może kilkunastu spotkaniach, które spędziliśmy na rozważaniach o aspekcie estetycznym samobójstwa, Euklidesie i kontaktach duchowych, psychiatra rzekł do mnie: panie majorze, bardzo się cieszę, że mogę pana wysłać na obóz psychoterapeutyczny dla studentów. A ja na to: tak jest, panie pułkowniku. Z obozu mnie wydalili, przy czym tamtejszy psychiatra podawał się za generała. Ostatecznie stanęło na tym, że pułkownik w rządzie demokratycznym został ministrem zdrowia, a dziś jest senatorem. Ja natomiast zostałem dodatkowo komendantem twierdzy Wrocław. Czyli moje wizyty w przychodni nie poszły na marne.

- A skąd te wszystkie chwytliwe hasła typu "obywatelu, pomóż policji, pobij się sam"?

- To akurat Krzysiek Skiba wymyślił na jednym z happeningów. Bali się chyba, że milicja nie przyjdzie i happening się nie uda. Przeżywali ogromny stres, wszak duży sukces i powodzenie akcji artystycznych to zasługa obecności służb porządkowych, SB, tajniaków. Przykładem happening "Precz z upałami". Każdy z uczestników na koszulce miał jakąś literkę z tegoż hasła. I jak literka "u" odchodziła na bok, to napis brzmiał "Precz z pałami". Oczywiście jak milicja przyjeżdżała, to był komplet liter, jak tylko odjechali, "u" znów odchodziło na bok. W końcu przyjechali, zwinęli nas i wszelkie u-pały tego dnia się skończyły.

- Zatem wesoło było?

- Najbardziej, kiedy funkcjonariusze robili to, cośmy chcieli. Na happeningu o rewolucji październikowej wszystko było oczywiście czerwone, włącznie z naszymi ubraniami. A służby wrzeszczały: łapać czerwonych! Ludzie pokładali się ze śmiechu. Równie zabawnie było, kiedy akcję robiliśmy w przejściu podziemnym, a dowódca krzyczał do swoich ludzi: funkcjonariusze proszeni są o zejście do podziemia. Tylko później trzeba było odpokutować na przesłuchaniach, opowiadając bajki o krasnoludkach.

- Nigdy nie przyszło panu do głowy, żeby poprosić o pozwolenie na taki haappening? Może by się wtedy tak wszystkiego nie czepiali…
- Fakt, to mogłoby być ciekawe doświadczenie. Samo pójście po pozwolenie mogłoby się zmienić w happening. Dziś jest lepiej - nie trzeba prosić o zgodę, wystarczy tylko powiadomić. Co nie znaczy, że brakuje absurdów. Bo absurd nie wynika z systemu, tylko z konstrukcji i skłonności człowieka. Na całym świecie jeśli władza zanadto odstaje od społeczeństwa, traci z nim kontakt i staje się absurdalna. Mój przyjaciel w Nowym Jorku za recytacje drugiej poprawki do konstytucji amerykańskiej mówiącej o wolności słowa został aresztowany i miał proces. Zatem dopóki będziemy mieć polityków, dopóty będzie surrealizm. Nie ma się co oszukiwać…

- A propos. Dlaczego się pan zdenerwował na prezydenta Wrocławia?

- Bo jest dłużnikiem. Ma długi nos, jak Pinokio. Cóż, niekiedy przy pomocy PR można wykreować rzeczywistość, która ma niewiele wspólnego z realiami.

- Nie poszło o krasnoludkową czapeczkę?

- Też. Krasnoludek to historia podszyta odwagą i jednocześnie obawą, adrenaliną. To aresztowania, przesłuchania, ryzyko. A dzisiaj ten sam krasnoludek nagle jest wszędzie, skopiowali go prosto z murów na kubki i podstawki do piwa. To chyba nie jest zbyt szczęśliwy pomysł. Zwłaszcza że nie żyjemy przecież w czasach feudalnych, gdzie władza zawłaszcza sobie wszystko, co na jej terenie. Nie mam nic przeciwko krasnalom ogrodowym, niech sobie stoją. Ale kopiować te nasze, jakże leciwe, to już chyba przesada…

- Ile jest tych waszych pomarańczowych czapeczek w całej Polsce?

- Na pewno więcej niż dziesięć tysięcy. Dokładnie nie wiem, bo nie wszyscy się przyznają...

- Myślę, że my tutaj po sąsiedzku z Wrocławiem też nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by zalały nas krasnoludki.

- Skoro pierwszy przyjechał, to może i będą następne. Swoją drogą fajnie byłoby zrobić jakiś większy happening, może festiwal, z konkursami na najładniejszego krasnoludka i wykładami ważnych ludzi, którzy mają wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Taka sztuka zaangażowana.

- Może kiedyś się uda. A tymczasem dziękuję za rozmowę, panie majorze!

- To pani musi już uciekać? (zapytał major, zapomniawszy, że to właśnie on musi uciekać, gdyż spóźniony jest na wykład, który miał wygłosić w murach nyskiej uczelni…)

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska