Lekcja dawania

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Od lewej: Joanna Przybyła, Tomek Ozdoba, Justyna Baran i Michał Wieczorek.
Od lewej: Joanna Przybyła, Tomek Ozdoba, Justyna Baran i Michał Wieczorek.
Stypendia przyznawane w Opolu przez Polski Komitet Pomocy Społecznej dzieciom zdolnym z biednych rodzin, to wyjątkowy przypadek, gdy ofiarodawca szuka stypendysty.

Zazwyczaj zdobycie pomocy dla wyjątkowego dziecka wymaga inicjatywy i zaangażowania szkoły. Nie każda jednak wie, gdzie i czego szukać. Nie każda widzi w tym sens.
Wiesław Frankiewicz, prezes opolskiego oddziału PKPS, przyznaje, że i w "komitecie" są tacy, którzy uważają, iż idea wspierania zdolnych i biednych dzieci wykracza poza powinności tej instytucji charytatywnej. Dla niego była ona jednak tak oczywista, że już w pięć minut po tym, jak został prezesem, powołał do życia Instytut Promocji Uzdolnionych Dzieci z Rodzin Biednych. Instytut, bo to brzmi lepiej, niż komisja socjalna, a jemu chodziło o to, żeby być jak najbardziej skutecznym.

Od czterech lat instytut przyznaje jednorazowe tysiączłotowe stypendia. Pieniądze pochodzą ze zbiórki społecznej podczas dorocznego koncertu charytatywnego w opolskim "Okrąglaku". Przed koncertem prezes Frankiewicz "kolęduje" po biurach podróży z prośbą o jakąś atrakcyjną wycieczkę zagraniczną z przeznaczeniem na nagrodę. Pespektywa jej wygrania ma skłonić trzy tysiące uczestników koncertu do wyłożenia co najmniej 5 zł.
Raz udało się zebrać 6 tysięcy zł i stypendia dostało sześcioro dzieci. Zwykle, z biedą - jak w tym roku, gdy trzeba było do zbiórki dołożyć ze swoich - udaje się ufundować cztery stypendia. Dzieli się je sprawiedliwie. Dwa trafiają do Opola, dwa w "teren". Co roku do innego powiatu. Kierunek dobroczynności wyznacza ruch wskazówek zegara. Cztery lata temu prezes Frankiewicz zaczął od rodzinnego Kluczborka. W tym roku padło na Głubczyce i Krapkowice.
- Propozycję składam władzom samorządu, a te wyznaczają szkołę ze swojego terenu. Nauczyciele wskazanej szkoły wybierają dziecko - wyjaśnia mechanizm jego pomysłodawca.
Do tej pory stypendia otrzymało 19 uczniów z Opolszczyzny. Są wśród nich dzieci bezrobotnych rodziców, dzieci z rodzin wielodzietnych. Takie bez matki, i takie, której mają mamę i tatę, ale rzadko kiedy na tyle przytomnych, by zadbać o potrzeby swych pociech. Jedna ze stypendystek sama poprosiła fundatora o zatrzymanie pieniędzy w kasie w Opolu i wydzielanie jej na niezbędne wydatki. Bała się, że gdy przywiezie je do domu, rodzice wszystko przepiją.

Tysiąc złotych to dla nich masa pieniędzy. Przede wszystkim kupują pomoce naukowe, głównie książki. Duża część pieniędzy idzie "na dom". Zapełniają się lodówki - trzeci raz, oprócz świąt, w roku. Można w końcu zapłacić rachunki za prąd. Kupić buty siostrze i kurtkę bratu.
Najstarsza z tegorocznych stypendystów, Joanna Przybyła, myślami jest już przy lipcowych egzaminach na studia. Dostanie się na wymarzoną anglistykę będzie zwieńczeniem dotychczasowych wysiłków. Uczennica opolskiego V LO trochę się jednak martwi o swoje szanse. Z angielskiego ma co prawda celujący, ale czy szkolna wiedza, poparta jedynie własną pracą wystarczy, by pokonać konkurencję po prywatnych lekcjach, posiadaczy certyfikatów? Wszelkie kursy językowe zawsze były poza jej zasięgiem. Nawet gdy kiedyś wygrała kurs, nie mogła z niego skorzystać, bo nie miała pieniędzy na wykupienie niezbędnych podręczników. Tymczasem studia to dla niej także szansa na stypendia - socjalne i naukowe. Bez nich trudno byłoby jej dalej być obciążeniem dla bezrobotnych rodziców. Trudno byłoby też marzyć o rozwijaniu największej pasji życia. Joanna od pięciu lat uczy się śpiewu w opolskim Studiu Piosenki. Śpiewa w chórze gospel i zespole rockowym. Z dwiema przyjaciółkami ze studia tworzy też śpiewacze trio. Jej największym sukcesem było dostanie się wraz z koleżankami do TVN-owskiej "Drogi do gwiazd".

OFERTA DLA WYBITNYCH
Krajowy Fundusz na rzecz Dzieci - nie udziela pomocy finansowej, tylko pomaga w rozwoju zainteresowań i umiejętności.

Stypendium Ministra Edukacji Narodowej - jednorazowa nagroda pieniężna. Trzeba mieć wygrane dwie olimpiady krajowe, ciekawe publikacje.

Stypendium Prezesa Rady Ministrów - 247 zł przez 10 miesięcy. Dla ucznia szkoły średniej z najwyższą w szkole średnią ocen, nie niższą niż 4,75.

Stypendium Funduszu Pomocy Młodym Talentom Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich - dla wybitnie zdolnych uczniów w wieku 10-18 lat, jednorazowe.
Stypendium Szkół Zjednoczonego Świata - na naukę w szkołach zagranicznych, zakończoną międzynarodową maturą.

Stypendium Fundacji Nadzieja i Pomoc - dla wybitnych uczniów ostatnich klas podstawówek, gimnazjów oraz liceów ze wsi i małych miasteczek. 150 zł przez 10 miesięcy.

Stypendium na wyrównanie szans edukacyjnych - dla młodzieży wiejskiej uczącej się w szkołach maturalnych. Pomoc materialna.

Ludowy Fundusz Stypendialny - dla niezamożnych uczniów ze wsi i małych miast. 100-400 zł miesięcznie.
Pełną listę stypendiów można znaleźć na stronie internetowej www.liceum.pl

Tomek Ozdoba, uczeń I klasy I LO w Opolu, jest znakomicie zapowiadającym się dżudoką. Trenuje od sześciu lat, ma niebieski pas, a do jego największych sukcesów należy złoty medal na mistrzostwach Polski juniorów młodszych i wygrana na olimpiadzie młodzieży. Tomek mówi, że po prostu chce być dobry w tym, co robi. Ważne, że umiejętnie godzi uprawianie sportu z nauką. Jego trener w opolskim AZS-ie, Edward Faciejew, podkreśla u chłopca niezwykłą skuteczność i umiejętność wygrywania mistrzowskich imprez.
Justyna Baran, uczennica trzeciej klasy głubczyckiego gimnazjum nr 2, do szkoły dojeżdża ze wsi Mokre, o której Baranowie mówią, że leży na końcu świata. Justyna kolekcjonuje najlepsze oceny (średnia 5,3) i zwycięstwa w szkolnych konkursach przedmiotowych. Od września wzięła już udział w dwunastu.

- Lubię się sprawdzać - mówi skromna 16-latka. - Nawet, jak mnie coś niespecjalnie interesuje, mówię sobie: "Czemu nie spróbować?"
Od półtora roku sama uczy się hiszpańskiego. W telewizyjnej reklamie zabójczo przystojny Antonio Banderas przekonywał, że to łatwe. Spróbowała i faktycznie. Co tydzień do wioskowego kiosku przychodzi specjalnie dla niej zamówiona broszurka i kaseta magnetofonowa. Te broszurki zajmują już kilka segregatorów. Każdy numer kosztuje prawie 6 zł. Gdyby je przemnożyć, wyszłoby sporo grosza. U Baranów z pieniędzmi jest krucho. Oboje rodzice są bezrobotni, a w domu pięcioro dzieci w wieku szkolnym. Ale tu ceni się wysokie aspiracje.
13-letni Michał Wieczorek z Krapkowic, uczeń I klasy tamtejszego gimnazjum nr 2, świetnie wypada we wszelkich testach, ma piątki z angielskiego, geografii i historii, ale średnią zaledwie powyżej czterech. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jest pierwszym w rodzinie, który ma szansę zdobyć maturę i pójść na studia. Jeśli zapał mu nie minie, a życie nie zmusi do jak najszybszego zarabiania. Jego ojciec zaklina się, że zrobi wszystko, by synowi pomóc.
U Wieczorków, na blokowych 48-metrach, mieszka osiem osób, w tym troje dzieci. Nikt z dorosłych nie ma stałej pracy. Pan Ernest, głowa rodziny, bezrobotny od pięciu lat cieśla, samotnie wychowuje Michała i młodszego o dwa lata Aleksandra. Ich mama umarła, gdy Michał miał 6 lat. Do zerówki chłopiec trafił z półrocznym opóźnieniem. Bywało, że przed szóstą rano ojciec ciągnął go dwa kilometry przez miasto, bo nie mieli na bilet autobusowy. A mimo to po czterech miesiącach Michał przegonił rówieśników. Podstawówkę skończył z biało-czerwonym paskiem na świadectwie. Teraz za cel postawił sobie ukończenie z wyróżnieniem gimnazjum.

Stypendyści PKPS to dzieci wyjątkowe, ale nie genialne. Bez pomocy z zewnątrz łatwo mogą się potknąć. Dla ucznia z zapadłej wsi barierą w dalszej edukacji może być niemożność dojazdu do szkoły. Do gimnazjum jeszcze wozi go gmina. Gdy stanie się licealistą, szkolny autobus już się przed nim nie zatrzyma. A miesięczny koszt biletów może być zbyt wielki dla bezrobotnych rodziców.
- Takich uczniów nasza szkoła otacza szczególną troską - zapewnia Ewa Haremza, dyrektor gimnazjum nr 2 w Głubczycach. - Może im jednak dać głównie nieopłacony prywatny czas nauczycieli.
Szkoła organizuje też dla nich podręczniki, wypożycza na weekend książki z podręcznej biblioteki, pozwala za darmo chodzić na płatne kursy, zabiera bez opłaty na wycieczki.
- Wybitnie uzdolnionym uczniom z biednych rodzin najbardziej jest potrzebna nie jednorazowa pomoc, ale stałe stypendium, na cały rok szkolny - mówi dyrektor Haremza. - Szukamy takich, ale często przeszkodą bywa rozbudowana biurokracja przy składaniu aplikacji i liczne ograniczenia dotyczące wykorzystania pieniędzy.

W Polsce jest wiele fundacji udzielających stypendia wyróżniającym się uczniom. Zwykle jednak warunkiem są wybitne osiągnięcia - bardzo wysoka średnia, wygrane olimpiady przedmiotowe, własne udokumentowane badania, praca twórcza, genialne zdolności.
- Tymczasem dla dziecka wiejskiego czy z małego miasteczka ogromnym sukcesem jest już uzyskanie z trzynastu przedmiotów średniej powyżej czterech - mówi Ewa Haremza.
-         O "warszawskich" stypendiach mogą myśleć jedynie uczniowie renomowanych liceów w dużych miastach - uważa Jan Żak, dyrektor gimnazjum w Zębowicach. - To stypendia dla geniuszy, dla tych, którzy już coś osiągnęli, a nie dla tych, którzy dopiero zaczynają, zbierają te swoje szóstki i piątki, biorą udział w pierwszych szkolnych konkursach.
W zębowickim gimnazjum o stypendia nawet nie próbują występować. Chyba, że przyjdzie jakaś oferta z pieczątką z kuratorium lub z gminy. Dyrektor uważa, że "lepiej nie rozbudzać apetytów, bo za pół roku taka fundacja padnie i pozostanie tylko żal". Jego zdaniem najlepiej by było, gdyby szkoły mogły same wypłacać stypendia swoim uczniom. Przepisy oświatowe na to pozwalają.
- Chęci są, możliwości brak - kwituje sytuację. - Z subwencji oświatowej ledwie utrzymujemy szkołę i płacimy pensje nauczycielom.
W gimnazjum w Skorogoszczy wypłacono po pierwszym semestrze osiem jednorazowych stypendiów, a w Baborowie cztery - po... 85 zł. Dostają je naprawdę zdolni - ze średnią powyżej 5.

Na terenach popegeerowskich, najpopularniejsze są stypendia Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Dostają je ci absolwenci gimnazjów, którzy idą dalej się kształcić do szkoły kończącej się maturą. Stypendia przeznaczone są na dojazdy do szkoły, ubrania, podręczniki. Trzeba się z nich rozliczać na podstawie rachunków.
W wielu szkołach dyrektorzy o większości funduszy stypendialnych nawet nie słyszeli i uważają, że taka wiedza nie jest im potrzebna. W Zębowicach najlepsi absolwenci gimnazjum wcale nie chcą iść do liceów. Wybierają zawodówki, po których dostaną pewną pracę - jak nie tu, to w Niemczech. Zresztą, zdaniem wielu dyrektorów gimnazjów trend w oświacie, jest teraz inny, niż hołubienie osobowości.
- Od nas się wymaga przede wszystkim wyników na egzaminie gimnazjalnym. Ma być średnio przyzwoicie i to wystarczy - mówią.
- Ale, jak mi się trafi jakaś perła wśród uczniów, to po pomoc dla niej pójdę do gminy - zapewnia Dariusz Kałwa, dyrektor gimnazjum w Gościęcinie.
W gimnazjum w Ozimku takiej perły też w tej chwili nie mają, ale szkoła jest przygotowana na jej objawienie się.
- Nauczyciele informatyki na bieżąco śledzą w internecie stypendialne nowości. Staramy się wiedzieć wszystko, co może się przydać - mówi Leonarda Płoszaj, dyrektor szkoły.
Takie myślenie jest oczywiste także dla dyrektorki III LO w Opolu. Uczniowie tej szkoły już na pierwszym spotkaniu dowiadują się o wszelkich stypendiach. Wybitnym uczniom natychmiast proponuje się starania o nie. Opolska "Trójka" od lat ma stypendystów premiera, ministra edukacji, fundacji Kwaśniewskich czy piekielnie trudnego do zdobycia stypendium Szkół Zjednoczonego Świata. W całej Polsce rocznie przyznaje się tych ostatnich 12-13. "Trójka" w ciągu czterech lat uzyskała ich dla swoich uczniów dziewięć (w jednym roku zdarzyło się, że tylko z tej szkoły było ich czterech).

- Pomoc w staraniach o stypendia to zadanie szkoły - uważa Irena Koszyk. - To oczywiście wymaga wielkiego wysiłku, ale wielki sukces dwóch uczniów bywa czasem większą satysfakcją, niż dobra średnia całej szkoły. Nikt niczego nie poda nam na tacy. Trzeba nauczyć się tak myśleć. Kiedy wejdziemy do Unii, wszelkie starania o pomoc będą musiały być poprzedzone własnym wysiłkiem.
O tym, że na Opolszczyźnie chyba nie jesteśmy do tego przygotowani świadczy fakt, że do Programu Równych Szans Fundacji Batorego - fundującego miesięczne stypendia dla zdolnych-biednych - mimo trzykrotnego naboru, nie zgłosiła się dotąd ani jedna organizacja pozarządowa z naszego województwa.
- Naszym zadaniem jest wspieranie lokalnych funduszy stypendialnych - powiedziała "NTO" Sylwia Maksim-Wójcicka, koordynator programu. - Odwołujemy się do aktywności lokalnych środowisk. Mamy nadzieję, że raz uruchomione mechanizmy zbierania i inwestowania funduszy na stałe się zakorzenią i przetrwają, gdy program już przestanie istnieć.

Z programu w tym roku można dostać do 20 tysięcy złotych, pod warunkiem, że najpierw samemu tyle się uzbiera u sponsorów. W ubiegłym roku szkolnym wypłacono 1500 stypendiów w wysokości 100-150 zł miesięcznie. Za wzór stawiane jest Towarzystwo Kulturalne "Echo Pyzdr", które w trzytysięcznej miejscowości potrafiło zebrać 35 tysięcy złotych.
Na Opolszczyźnie też podjęto kiedyś próbę utworzenia takiej lokalnej fundacji. Powstał nawet regulamin przyznawania stypendiów, ale kiedy przyszło do konkretów i rejestracji stowarzyszenia, rzecz się rozmyła.
- Wciąż nie potrafimy myśleć w tych kategoriach, że inwestowanie w wybitne młode jednostki i promowanie edukacji, to inwestowanie w przyszłość tego regionu - uważa Irena Koszyk.
- A ja mam nadzieję, że moi stypendyści za 10-15 lat nie tylko zasiądą tu na wysokich stanowiskach - przekonuje Wiesław Frankiewicz - ale że przypomną sobie, iż kiedyś ktoś im pomógł i zechcą to samo zrobić dla innych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska