Nuda kampanii

Mirosław Olszewski

Kampania wyborcza była nudna, ale im bliżej jej końca, to - choć wydaje się to niemożliwe - staje się jeszcze nudniejsza. Gdyby nie tych kilka w miarę widowiskowych spraw sądowych, można by odnieść wrażenie, że aktorzy na scenie politycznej grają swoje już tylko z przyzwyczajenia, bo widzą, że publiczność dawno wyszła.
I nic w tym dziwnego. Utrzymująca się od dawna wysoka przewaga koalicji SLD-UP nad resztą stawki sprawiła, że najważniejsza w tego typu wyborach odpowiedź na pytanie, kto wygra, stała się czysto retoryczna. Jeśli nie zdarzy się polityczny kataklizm, a raczej nic na to nie wskazuje, lewica dowiezie do mety swą żółtą koszulkę lidera. Pytanie, jakie pozostaje, to tylko - z jaką przewagą?
Skąd tak wysokie prowadzenie koalicji? Liderzy lewicy niespecjalnie przykładali się do jego wzrostu. Owszem, gdy była pora, urządzali jarmarki, gdy była okazja, przyjmowali ludzi na indywidualnych rozmowach, zawsze mieli czas dla dziennikarzy i prawie nigdy nie kłócili się z mediami.
Powie ktoś, że cała ta ich zręczność to czysta socjotechnika, że lewica to zawodowcy władzy, którzy widząc kamerę, zawsze wiedzą, na jakim tle stanąć, a gdy przemawiają, to mówią krótkimi zdaniami, dbając o to, by co dziesięć minut słuchacze mieli okazję "się odeśmiać". No i wiele w tym prawdy, ale pozostaje pytanie, czemu konkurencja lewicy nie poszła na czas po rozum do głowy i skoro te proste recepty są skuteczne, nie skorzystała z nich?
Odrębna kwestia to programy poszczególnych partii. Otóż nikt mi nie wmówi, że są one na poważnie analizowane przez tzw. elektorat albo że należą do najbardziej rozchwytywanych na rynku czytelniczym pozycji. Idę o zakład, że większość z nich czytali jedynie ci, którzy byli ich bezpośrednimi autorami.
Kampanie wyborcze - i tak już pewnie będzie - coraz bardziej przypominają więc kampanie promocyjne zwyczajnych produktów, w których nikt przecież nie zakłada, że uda mu się wyczerpująco przekonać klienta do kupienia konkretnej rzeczy. Liczy się wrażenie, działanie na podświadomość, greps zapadający w pamięć.
Czy to dobrze? Sporo rozumnych ludzi narzeka, że w taki sposób Kaligula nie mocą dekretu, lecz zestawem chwytów mógłby wprowadzić konia do Senatu. Wykupiłby mu czas w MTV, wizażystka doprawiłaby mu błękitne szkłą kontaktowe, a na kamerę zakładano by pończochę, aby ukryć zmarszczki na końskim pysku i senator wyszedł jak spod igły.
Choć z drugiej strony, skoro kampanie stają się coraz nudniejsze, może to znak, że normalniejemy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska